Witajcie,
Dziś zostawiam Was z postem Martyny, która chciała się z Wami podzielić swoją przygodą włosową. Znajdziecie w nim krótkie recenzje ciekawych produktów, a także sposoby na to jak naturą podratować się po porażce fryzjera. Przyjemnego popołudnia z mam nadzieję przyjemną dla Was lekturą życzę.
Jako, że mamy z Alicją wspólną pasję - kosmetyki zdarzy mi się podzielić z nią tym co aktualnie przetestowałam lub zapytać czy sama już tego używała. Nie prowadzę swojego bloga (brak systematyczności / czasu?) więc zrobiłam dla niej notkę na temat oleju lnianego, balsamu Babuszki Agafii i olejku z drzewa herbacianego.
Zacznę od tego ostatniego - na zdjęciu widać że napisy na buteleczce się już troszeczkę starły pomimo tego że kupiłam i używam go od około dwóch tygodni. Kosztował mnie w aptece około 8 zł i to była świetna inwestycja - z tym olejkiem miałam styczność wiele lat temu w gimnazjum, stosowałam wtedy jakiś krem punktowy, który zawierał jakąś jego ilość, aktualnie mam 100% samego olejku bez dodatków i używam go wszechstronnie.
Kupiłam go głównie z myślą o podskórnej zmianie w okolicy ust, ale wyczytałam że można go używać na ukąszenia komarów, do prania pościeli (olejek ma właściwości antyseptyczne), do kąpieli, do aromaterapii, do parówki na twarz. Ja oprócz stosowania miejscowego dodaje go do toniku (aktualnie z Nivei ale pod koniec miesiąca zamówię jakiś hydrolat, może oczarowy i wtedy dodam to do niego) - efekty są widoczne. Dodatkowo przy takich upałach świetnie odświeża twarz i daje uczucie chłodu - tutaj jednak mała uwaga dla wrażliwych buziek: rozcieńczajcie go przed użyciem z wodą na przykład i róbcie próby uczuleniowe - moja skóra na niektóre składniki nie reaguje pieczeniem mimo że większość użytkowników tego doświadcza, z kolei na te które nie powinna w ogóle reagować - reaguje, więc to jest loteria.
Jak dla mnie - stosowałam go bezpośrednio na skórę i nie było żadnych zmian, należy pamiętać o nawilżaniu, ponieważ olejek ten może wysuszać.
Olej lniany kupiłam w sklepie zielarskim, kosztował mnie 17 zł, zauważyłam że w sklepie zielarskim przechowywano go w lodówce, ponieważ był zimny, a butelka miała lekki "szronik". Tymczasem w sklepie obok stał na półce, czyli jego przechowywanie nie całkiem było odpowiednie.
Butelka mojego oleju jest ciemna (ochrona przed światłem, tak jak witamina C, w kontakcie z światłem może utracić cenne właściwości), przechowuję go w lodówce, dostałam nawet radę od ekspedientki że skoro zamierzam go głównie stosować do olejowania włosów to część mogę zamrozić i zostawić, a odmrozić go za kilka miesięcy i używać znowu - zamierzam spróbować tez pić łyżkę dziennie tego oleju ale zapach (jakby orzechowo - jakiś? ciężko określić) nieco mnie odpycha (nie tak mocno jak kozieradka). Olej ten produkuje firma Flos, który kojarzę jako producenta różnych zielarskich rzeczy. Jest to olej tłoczony na zimno.
Ale do rzeczy : włosy oczyściłam z stylizatorów (Mythic oil) i zostawiłam mokre, spryskałam je olejowym serum (10 ml oleju, 10 ml odżywki i 10 ml wody) i pozostawiłam na 1h-1,5h (w moim przypadku trzymanie dłużej nie przynosi innych efektów, próbowałam na całą noc). Pokładam w tym oleju duże nadzieje jako że jest niewnikający a ja aktualnie niestety mam włosy zniszczone które leczę już od początku kwietnia (nie będę się rozpisywać, w skrócie : fryzjerka spaliła mi włosy więc można się domyślić i włosów straciłam) , aktualnie zależy mi na opanowaniu puszących się włosów bo o i przyrost się nie martwię (vitapil+wcierki - polecam, u mnie 3 cm w ciągu miesiąca). Do efektów oleju wrócę za chwilę.
Czas na Balsam Babuszki Agafii - naczytałam się o produktach Agafii na blogach oraz forach internetowych. Na początku nie byłam przekonana, bo wolałam moje mieszanki z półproduktów, jednak ostatecznie postanowiłam spróbować nr.1 na cedrowym propolisie wzmacniający.
Skład zaczyna się od "aqua with infusions of" co rozumiemy jako hydrolat , później kilka konkretnych olejów. W składzie znajdziemy Magnesium Laureth Sulfate - który jest siarczanem tak więc to co jest napisane na białej naklejce z polskim opisem nie do końca jest prawdą. Wprawdzie jest to MLS, a nie SLS jednak należy pamiętać o tym, że nadal posiadają te same właściwości. Liczę jednak na to, że pozostałe składniki choć trochę załagodzą jego działanie. Dalej w składzie znajdziemy jeszcze inne składniki powierzchniowo czynne jak np. Cocamidropropyl betaine co czyni ten balsam poniekąd szamponem. Producent zaleca trzymanie na włosach 1-2 minuty.
Zapach kojarzy mi się z cukierkami prawoślazowymi, kolor również. Konsystencję balsamu gęstą, aczkolwiek nie trudno go zapienić.
Czas na podsumowanie: olej zmywam balsamem zostawiając go na 2 minuty na włosach. Nie miałam problemu wypłukanie produktów. Zapach balsamu pozostaje minimalnie wyczuwalny na włosach.
Pozostawiam włosy do wyschnięcia bo nie używam suszarki, a efekt jest zadowalający. Włosy się nie puszą, jednak same końce i tak potrzebują serum zabezpieczającego. Oceniam te produkty na mocną 7 na 10 możliwych punktów. Poleciłabym olej lniany włosom zniszczonym, naturalnie kręconym i wysokoporowatym. Balsam myślę, że trzeba samemu ocenić, czy nada się bardziej na odżywkę czy może na szampon.
Poniżej włosy po zabiegu.
Jak Wam się podobał wpis Martyny? Chcecie częściej czytać gościnne opinie i porady?
P.S. Post w całości przygotowała dla Was Martyna, zdjęcia oraz tekst są jej własnością.
Uwielbiamy naturalne oleje:)
OdpowiedzUsuńJa również!:)
UsuńBardzo fajny post. Olej lniany jest cudowny nie tylko dla włosów, ale również dla skóry. Tak jak autorka wspomniała trzeba go kupować z lodówki i przechowywać w lodówce, ponieważ jest bardzo niestabilny - łatwo jełczeje. Olejek Tea Tree również świetny. Ostatnio właśnie zrobiłam dla mojej soistry mieszankę olejów z dodatkiem Tea Tree, bo przechodzi na szampony bez SLS-ów i skalp reaguje swędzeniem, a Tea Tree ma działanie silnie antyseptyczne, więc mikstura spisuje się rewelacyjnie.
OdpowiedzUsuńolej tea tree ratuje też mieszanki, które zapachem nie powalają:)
UsuńA ja z chęcią dowiem się jaka to mieszanka na siedzący skalp ;)
Usuń@Martyna to prawda ;) @Alicja u mojej siostry, która ma nieco zniszczone włosy farbowaniem i oceniłabym je raczej jako wysokoporowate, starałam się zrobić mieszankę pod kątem wzmocnienia włosów u nasady (czyli wzmocnienie cebulek) i pobudzenia do wzrostu nowych - baby hair. Z uwagi, że olej rycynowy jest podstawowym składnikiem wielu odżywek na porost włosów i rzęs (jest w większości INCI tych preparatów) i opóźnia siwienie włosów to zaczęłam od niego. Wlałam do buteleczki mniej więcej 30 % oleju rycynowego i resztę dopełniłam olejem macadamia i jojoba (nawilżają, łagodzą podrażnienia i większość osób dobrze je toleruje). Oczywiście dodałam kilka kropel Tea Tree właśnie ze względu na jego moc antyseptyczną i może z dwie krople lawendowego, żeby przełamać zapach. Robiłyśmy to w pośpiechu przed jej wyjazdem, ale olej rycynowy odmierzałam strzykawką, więc na pewno nie było go więcej niż 30%. Moja siostra jak pisałam przeszła na łagodniejszy szampon i przyzwyczajona do SLS-ów skóra zareagowała swędzeniem, z tego co wiem olejowanie 1-2 tygodniu załatwiło problem. Myślę, że Tea Tree można dodać równie dobrze do innej mieszanki olejów np. już sprawdzonych na włosach) dbając o to, żeby wśród nich się jojoba lub inny nawilżający i kojący podrażnienia :)
UsuńDziękuję za przepis :) Mam te oleje w domu, używam naprzemiennie na włosy (poza rycynowym, nie znoszę jego zapachu). Wymieszam je, dodam jeszcze olej ze słodkich migdałów i do dzieła. Czemu ja wcześniej nie pomyślałam o tym, by zabić zapach rycynowego drzewem herbacianym i cudowną lawendą?
UsuńMasz ładne włosy, nie widać zniszczeń :) Olej lniany znam, bo pije go moja mama, ale na włosach nie próbowałam :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, dwa miesiące pielęgnacji musiały dać jakieś efekty - chciałam spróbować go pić ale chyba pozostanę przy skrzypokrzywie;)
UsuńBardzo ładne włosy!!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
dziękuję, ale ładne to dopiero będą za jakiś czas, może do zimy doczekam się długiej tafli lśniących, sypkich włosów;)
UsuńMartynko, coś mi się wydaje, że będziesz zmuszona robić tutaj aktualizację :D
UsuńFajny wpis, mam szampon od tej babuszki Agafi i super :)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu Martyny :)
UsuńPo nieudanej przygodzie z kokosem, zabieram się za lniany :) Potem zapewne przyjdzie pora na musztardowy :P
OdpowiedzUsuńkokosowy na średnio i wysokoporowatych rzadko kiedy się sprawdza, polecam przeszperanie internetu w celu znalezienia podziału na wnikające i niewnikające - jeśli wiesz że masz wysoką porowatość to zabierz się za niewnikające;) a lniany właśnie taki jest
UsuńSkuś się na tę musztardę wreszcie :) Skuś :*
UsuńTen balsam zachowuje się jak szampon, ponieważ jest szamponem ;). Komuś w sklepie czy hurtowni pomyliły się naklejki, ale z przodu na butelce wyraźnie jest napisane (niestety cyrylicą), że mamy do czynienia z szamponem.
OdpowiedzUsuńto prawda - szampon - też znam cyrylicę. I właśnie zastanawiałam się po co w balsamie do włosów "SLS" (niezupełnie, ale jednak pianotwórczy siarczan) :) Bystre oko Alicja ;)
Usuńja używam olejek arganowy :)
OdpowiedzUsuńhttp://photo-andyou.blogspot.com/
Ja zaś często mieszam olej arganowy z innymi :) Solo jakoś mi czegoś brak :)
UsuńBardzo fajny wpis, chetnie czesciej poczytam opinie Martyny :) U mnie falowanej, niestety lniany kompletnie sie nie sprawdza.
OdpowiedzUsuńMartyna już jest w trakcie testowania nowości :) Spodziewaj się posta :)
UsuńJakich wcierek razem z vitapil używasz na porost? :) Bardzo ładne masz włosy :)
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie odpowiedzieć za Martynę - wcierka Jantar :)
Usuń