niedziela, 29 września 2013

Eveline Cosmetics 6 w 1 Total Effect - Lakier do paznokci z odżywką.


Witajcie,


Osoby, które miały kontakt z produktami do paznokci firmy Eveline możemy podzielić na dwie grupy- jedni kochają firmę inni jej nienawidzą. Powodem takiego rozdarcia jest "cudowna" odżywka 8 w 1, która dla wielu była wybawieniem, dla wielu przekleństwem prowadzącym do choroby paznokci zwanej onycholizą. Więcej o tej chorobie możecie przeczytać na portalu drogadosiebie.pl <-klik. Osobiście nie stosowałam odżywki 8 w 1, właściwie od kilku lat nic nie nakładałam na paznokcie, dlatego nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do testów produktów paznokciowych. 



Gdy otworzyłam paczkę od Eveline Cosmetics i zobaczyłam w niej lakier z odżywką pierwszym odruchem było sprawdzenie składu. Skład jest długi i tajemniczy, ale najważniejsze dla mnie było to, że produkt nie ma w sobie Formaldehydu. Bez bicia i z ręką na sercu przyznam się do tego, że nie do końca znam się na składach takich produktów, głównie dlatego że ich nie używam, więc wrzucam zdjęcie i pozostawiam Wam do analizy.



Producent lakieru do paznokci z odżywką obiecuje nam wiele, między innymi intensywną regenerację, piękny kolor, blask, profesjonalny efekt, maksymalną ochronę, szybkoschnącą formułę, to wszystko i jeszcze więcej w 10 minut. Jak jest naprawdę? 


Od miesiąca używam tego produktu, próbowałam wielu sposobów nakładania. 
Jedna warstwa, dwie warstwy, na lakier i pod lakier. Najlepiej sprawdzało się u mnie nałożenie jednej warstwy i tyle. Wtedy produkt trzymał się u mnie naprawdę dobrze i długo nadając ładny blask i uelastyczniając paznokcie. Jedna warstwa wysycha w ciągu niespełna minuty, co dla mnie jest bardzo wielkim plusem, bo nigdy nie wiem kiedy będę musiała pędzić do Anastazji.

Gdy nakładałam na produkt lakier, po matczynokurodomowym dniu lakier odpryskiwał, 

a dodatkowo bardzo długo wysychał. 


Najgorszą z możliwych opcji było nałożenie produktu na jakikolwiek lakier do paznokci. 
Choć jego kolor jest dość neutralny, wręcz transparentny, nałożony na lakier pozostawia brzydkie zacieki i nie chce wyschnąć. Takie zestawienie jest miękkie, odpryskuje niemalże natychmiast i brzydko wygląda. Opcja najgorsza z możliwych, zatem nie polecam tego typu eksperymentów. 



Opakowanie produktu - zazwyczaj o tym nie piszę, bo widać to doskonale na zdjęciach, ale tym razem chcę się wypowiedzieć. W moim odczuciu to opakowanie jest zbyt naćkane. Strasznie dużo się na nim dzieje, ciężko znaleźć to czego szukamy w informacjach. Producent wylał na nie wszelkie możliwe obietnice jakie mogłyby przyjść nam do głowy, a dodatkowo zamieścił długaśną ulotkę w 21 językach! Panie Producencie, oszczędzajmy drzewa!




Opakowanie, skład, obietnice, to wszystko już było, pora na najważniejsze - odpowiedź na pytanie o działanie. Jak już wspominałam wyżej, nie jestem chyba odpowiednią osobą do testów produktów do paznokci, moje od zawsze są ładne, zdrowe i twarde (w przeciwieństwie do skórek, za które bardzo przepraszam). 
Efekt po miesiącu stosowania to na pewno uelastycznienie paznokci, a co za tym idzie zwiększenie odporności na urazy mechaniczne. Przed rozpoczęciem przygody z produktem obcięłam paznokcie jak najbardziej się dało, by sprawdzić czy 6 w 1 przyspieszy porost. 
Efekt widoczny jest na zdjęciu. 



Krótko podsumowując, mogę powiedzieć, że stosowanie 6 w 1 Total Effect jako lakier do paznokci przypadło mi do gustu. Największe plusy po zastosowaniu to: szybkie schnięcie, ładny blask, zdrowy wygląd i neutralny kolor. Jako alternatywa dla lakieru jak najbardziej, jako odżywka - nie dla mnie.

Jak dbacie o paznokcie? Może poradzicie mi jak wygrać z moimi brzydkimi skórkami?

czwartek, 26 września 2013

Eveline Cosmetics Hydra Expert Professional - Krem na dzień i na noc 25+


Witajcie,

Wczoraj miałam opublikować ten post, niestety Internet odmówił mi posłuszeństwa.
Przez wczorajsze problemu, dziś szybko przechodzę do rzeczy.

Krem na dzień i na noc 25+ z kwasem hialuronowym otrzymałam dzięki uprzejmości Eveline Cosmetics. Bardzo możliwe, że wzięłabym go do ręki będąc w sklepie, ponieważ już samo opakowanie woła "nawilżam, mocno nawilżam". Producent gwarantuje, że krem jest do każdego rodzaju cery, dotychczas wyznawałam zasadę, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego, ale nie w tym wypadku. Moją wrażliwą i suchą buzię smarowałam kremem według zaleceń, czyli rano i wieczorem. Już po pierwszej aplikacji kremu, wiedziałam że zostanie ze mną na dłużej. Produkt bardzo szybko ukoił moją buzię, mała ilość nałożona na twarz sprawiła, że uczucie ściągnięcia i wręcz trzeszczenia skóry zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki. 


Po dłuższym stosowaniu zauważyłam, że poziom nawilżenia cery poprawił się, czasem zdarzało mi się po oczyszczeniu twarzy zapomnieć o kremie, co przed moim romansem z Hydra Expert nie miało prawa bytu, bo od razu po oczyszczeniu skóra błagała o ratunek. 
Poprawie uległ również wygląd mojej skóry. Do niedawna była sina, zmęczona, przesuszona i nieprzyjemna w dotyku, a po regularnym stosowaniu te brzydkie dolegliwości ustąpiły. 


Często kremy nawilżające, a zwłaszcza te każdego typu cery zapychają, w tym wypadku zapychania nie zauważyłam.

Przejdźmy do bardziej technicznej strony produktu.
Skład prezentuje się następująco:


Długi, są w nim PEGi, parabeny... dla mnie niepotrzebnie filtr, bo po co filtr w kremie na noc?

Opakowanie produktu bardzo przypadło mi do gustu, piękny kolor pudełka i połyskujące na nim drobinki sprawiają, że z chęcią zagląda się do środka, a tam? 
Porządny słoiczek pasujący kolorystycznie idealnie do kartonika.

Konsystencja jest bardzo przyjemna, lekko zbita, doskonale rozprowadza się na skórze. 
Taka struktura sprawia, że produkt jest bardzo wydajny. 


Zapach dość delikatny, ale chemiczny więc nie każdemu przypadnie on do gustu.

Cena kremu to około 12 zł za 50 ml, czyli śmiesznie tanio.

Krem bardzo przypadł mi do gustu, jednak odkąd zerknęłam na skład mam mieszane uczucia. 
Wolę bardziej naturalne produkty, ale jak już mówiłam działanie sprawiło, że krem zaprzyjaźnił się z moją buzią. 

Lubicie Eveline Cosmetics? 

niedziela, 22 września 2013

Automatyczna kredka do oczu Eye Matic Pierre Rene


Witajcie,

Część z Was pewnie pamięta moje pozytywne zaskoczenie konturówkami do ust Pierre Rene, 
Ci którzy nie pamiętają mogą zerknąć tutaj. Po ciekawej przygodzie z serią do ust postanowiłam wypróbować serię do oczu. Jesteście ciekawi jak się sprawdziły u mnie i u moich klientek? 
Zapraszam dalej.

Postanowiłam zaszaleć i kupiłam, aż 5 kredek. Nie są drogie, bo kosztują około 10 zł, więc mogłam sobie pozwolić na zakup zbiorowy.

Kolory, które posiadam to czerń, brąz, srebro, granat i zielonkawa szarość. Myślicie pewnie, że to nudna, ale nic z tych rzeczy, czy ja Wam wyglądam na kosmetycznego nudziarza? 
Kredki z serii Eye matic pięknie połyskują, są jakby muśnięte brokatem. Idealnie uzupełniają każdy makijaż, ponieważ są mocno nasycone. Osobiście lubię używać ich do wykończenia makijażu, ale zdarzało mi się także nakładać je jako główny akcent kolorystyczny i efekt również był zachwycając.

Kredki są bardzo trwałe, utrzymują się na oku cały dzień (zawsze nakładałam je na bazę). 
Nawet w upalne dni nie spotkałam się z problemem osypywania, spływania, czy zanikania koloru. Jedynie na linii wodnej gorzej sobie radzą, ale przecież nie do tego zostały stworzone.







Na zdjęciach niestety nie potrafiłam oddać ich uroku.


Konsystencja kredek bardzo mi odpowiada, są wystarczająco miękkie by dało się z nimi precyzyjnie pracować i na tyle zbite by się nie łamały. Przy użyciu odpowiedniego pędzelka dają się ładnie rozetrzeć zatem nawet osoba zaczynająca romans z makijażem spokojnie sobie z nimi poradzi. 




Mam nadzieję, że Pierre Rene wypuści na rynek więcej kolorów tych kredek, ponieważ czuję mały niedosyt. Byłabym bardzo szczęśliwa mogąc nałożyć tę kredkę w odcieniach fioletu, bądź intensywnej zieleni. 

Miałyście jakieś ciekawe produkty tej firmy?

czwartek, 19 września 2013

Wygładzający peeling do stóp oraz pielęgnacyjny krem do stóp Exclusive Cosmetics od Świt Pharma.

Witajcie, 

Ostatnio aura sprzyja posiedzeniom w wannie, ale po co nudnie siedzieć skoro można sobie dogadzać, a jednocześnie sprawiać, że będziemy piękniejszymi istotami? 
Dziś nadciągam do Was z duetem do stóp, który każdy może sobie bez większych wyrzeczeń zafundować. Duet ten to Exclusive Cosmetics wygładzający peeling do stóp oraz jego brat pielęgnacyjny krem do stóp od Świt Pharma


Peelingu do stóp używam bardzo często, nie żebym miała jakieś paskudne stopy, po prostu lubię uczucie delikatnego ścieracza masującego mi stopy. Produkt Exclusive Cosmetics jest do tego zadania idealny. Ma delikatne drobinki zdzierające pochodzące z migdałów (dla niektórych na stopy pewnie zbyt delikatne), które w bardzo przyjemny sposób stymulują skórę stóp. 
Dla mnie ogromnym plusem jest to, że wiem co zdziera moje stopy, a dodatkowo jest to coś naturalnego jak w tym przypadku. Peeling ten nie jest raczej produktem, od którego powinniśmy wymagać mocnego starcia martwego naskórka. Moja stopy nie są bardzo wymagające i dla mnie stopień ścieralności jest odpowiedni, dla kogoś z mocno zrogowaciałym naskórkiem ten produkt nie będzie ratunkiem.


Zapach produktu jest dość ciekawy, ziołowy. Sugerując się składem i słowami producenta można wywnioskować, że w nucie jest mięta i rozmaryn. Ciekawe połączenie dające poza efektem zapachowym, antybakteryjny i nawilżający. 


Kolor jednoznacznie kojarzy mi się z błotem, a konsystencja zaznacza, że to dość wodniste błoto. Przyznam, że wolałabym bardziej stały produkt. Mimo tego, że produkt jest rzadki, na wydajność nie ma co narzekać.


Skład produktu niestety nie jest powalający. Duet parafina i parabeny do mnie nie przemawia.


Cena produktu rekompensuje nam minus składowy. Peeling kosztuje około 7 zł za 75 ml.


Drugim produktem tej samej firmy, który miałam przyjemność stosować, był krem do stóp. 
Po peelingu, stopy były stosunkowo dobrze nawilżone, ale jak każdy z Was już pewnie wie, jestem sucharem niemożliwym, więc pomimo nawilżających właściwości produktu nakładałam właśnie pielęgnacyjny krem do stóp, aby było mi jeszcze przyjemniej.


Pielęgnacyjny krem sprawił, że moje stopy były idealnie nawilżone bardzo długo, uczucie delikatnego chłodzenia pomagało stopom odpocząć. Kremu używałam głównie podczas upałów, ponieważ chciałam sprawdzić obietnicę producenta dotyczącą jego właściwości dezodoryzujących. 

Test krem miał dość trudny, ponieważ raczej nie hasam w sandałkach. Pewnie zastanawiacie się jak się spisał? Idealnie! Stopy były suche, a przykry zapach nie był wyczuwalny.


Krem szybko się wchłania, co dla mnie jest olbrzymim plusem. Nie lubię kremów do stóp, które wiecznie się wchłaniają i pozostawiają tłuste stopy. To nieprzyjemne i niebezpieczne szczególnie dla zabieganych mamusiek ze śliskimi podłogami w mieszkaniu. 

Składem niestety producent znów się nie popisał. Parafina, parabeny...


Cena produktu to niespełna 6 zł, a kupując na stronie producenta dostaniemy pilniczek gratis.


Na zdjęciu konsystencja i kolorki obu produktów.

Pomimo moich zastrzeżeń dotyczących składów powyższych kosmetyków, jestem z nich zadowolona. Spełniają obietnice producenta, są tanie i ogólnodostępne.
Po stosowaniu produktów systematycznie śmiało mogę stwierdzić, że moje stopy czują się świetnie. Są delikatne, przyjemne w dotyku, nawilżone, odświeżone i mniej zmęczone, a przecież o to chodziło, prawda?

Obecnie na stronie producenta trwa promocja. 
Przy zakupie dwóch dowolnych produktów do pielęgnacji stóp, balsam do zmęczonych stóp otrzymamy za symboliczny grosz.

Skorzystacie z promocji? Ja właśnie to robię :)

Macie swoich ulubieńców do pielęgnacji stóp? Znacie Świt Pharma i ich produkty?

poniedziałek, 16 września 2013

Saga o makijażu część II - eyeliner jako kosmetyk 3 w 1

Witajcie,

Dziś nadchodzę do Was z drugą częścią mojej Sagi o Makijażu, która mam nadzieję będzie dla Was fajną ciekawostką. Zapewne każdy słyszał o eyelinerze w żelu - kosmetyk teoretycznie przeznaczony do malowania kresek na powiekach. Dlaczego teoretycznie? Właśnie dlatego, że można go spokojnie używać jako tuszu do rzęs, bazy pod cienie do podbicia koloru i oczywiście eyelinera.

Jeśli chcemy użyć kosmetyku, jako bazy pod cienie wklepujemy go w powiekę i nakładamy na niego cień, proste prawda? Efekty robią olbrzymie wrażenie. Kolory cieni są bardziej intensywne i dłużej się trzymają. Dodatkowo cień przy nakładaniu mniej się osypuje. 
Jeśli użyjemy koloru białego,kremowego, beżowego, bądź każdego innego nudziaka, po prostu rozjaśnimy eyeliner uzyskując nowy odcień cienia. Na bazie z eyelinera można wymyślić naprawdę wiele ciekawych, często przypadkowych zestawień kolorystycznych. 

Eyeliner jako tusz do rzęs to fajna alternatywa do kolorowych tuszy. Nie raz pewnie wiele z Was zastanawiało się nad kolorowymi tuszami. Osobiście często mam milion pomysłów na make up z kolorowymi rzęsami, ale nie zawsze jest szansa na dostanie odpowiedniego koloru tuszu. 
Generalnie kolorystyka eyelinerów w żelu jest o wiele bogatsza od kolorystyki tuszy. 
Samo kupienie eyelinera jest bardziej ekonomiczne, ponieważ cenowo wygląda to mniej więcej tak samo, ale tuszu możemy użyć tylko do rzęs, a eyeliner ma więcej zastosowań. 
Na pomalowanie eyelinerem rzęs jest kilka sposobów. Pierwszy, dość oczywisty to użycie spiralki ze starego tuszu. Szczoteczkę myjemy, suszymy, delikatnie moczymy ją w produkcie i już możemy tuszować rzęsy. Pamiętajcie, że eyeliner w żelu ma troszkę inną konsystencję od tuszu, dlatego najlepiej nałożyć go mniej na szczoteczkę i przeciągnąć nią kilka razy rzęsy. 
Drugą metodą nakładania jest nabieranie odrobiny produktu np. na palec i wklepywanie go w wytuszowane wcześniej czarną maskarą rzęsy. Taki wklepany w końcówki rzęs kolorowy eyeliner pięknie ożywi każdy stonowany makijaż. Oczywiście wariacje kolorystyczne nie są zabronione, co kto lubi, bo makijaż to zabawa!

Ostatnim zastosowaniem eyelinera w makijażu codziennym jest po prostu nakładanie go w postaci kresek na powiekę. Nakładając odpowiedni odcień w odpowiedni sposób, można w kilka chwil podrasować make up np. z dziennego na wieczorowy. 

Eyelinera używam często w makijażach artystycznych do nakładania na usta (ale uwaga wysusza, dlatego ważne jest wcześniejsze nawilżenie ust - ja to robię oczywiście Carmexem), bądź na brwi.


Powyższe zdjęcie idealnie pokazuje wykorzystanie eyelinera - w tym wypadku białego Inglota.
Modelinka, wizażystka i fotoszopistka: CaradelNeil
Fotograf: Argoth

Dziękuję Caradelko za pożyczenie zdjęcia:* 


Do tematu eyelinera jeszcze wrócę w mojej sadze, ponieważ dostaję mnóstwo pytań o ten produkt.


Lubicie ten kosmetyk? Znaliście wspomniane przeze mnie sposoby na jego aplikację?

piątek, 13 września 2013

PAT&RUB by Kinga Rusin Home SPA - stymulujący peeling do ciała z soli, cukru, olei i olejków


Witajcie, 


Za oknem szaro, buro, zimno, mokro, kto z Was nie marzy o chwili relaksu w SPA w takie dni? Niestety nie każdy może sobie na to pozwolić, większość z nas cierpi na brak czasu. 
Jeśli już znajdziecie chwilę na relaks, mogę polecić Wam godnego towarzysza - peeling stymulujący z PAT&RUB z serii Home SPA. 
Chcecie wiedzieć czym mnie urzekł? Zapraszam do lektury.

Produkt oczarował mnie przede wszystkim swoją naturalnością. Nie znajdziemy w nim zdzierających drobinek niewiadomego pochodzenia. Za złuszczanie naskórka odpowiedzialne w nim są tylko dwa składniki - sól i cukier trzcinowy. 
Doskonałe nawilżenie otrzymamy dzięki emolientom roślinnym. Kolejnym dość interesującym składnikiem produktu jest olej słonecznikowy. To jemu zawdzięczamy wzmocnienie barier naskórka, zmiękczanie i wygładzanie skóry, oraz walkę z wolnymi rodnikami. Żeby tego było mało, olej słonecznikowy działa przeciwzapalnie. Naturalną witaminę E również znajdziemy w składzie peelingu, a jak wiadomo witamina ta doskonale oddziałuje na skórę.
Olejków producent nie oszczędzał i chwała mu za to! Wielbiciele cytrusów (w tym ja) będą zachwyceni produktem, ponieważ mamy w nim olejek z mandarynek, cytryn i grejpfrutów. 
Olejki te w połączeniu z rozmarynowym kolegą pobudzają zmysły i sprawiają, że nie chcemy kończyć czynności peelingowania się.


Warto wspomnieć o tym, że wymienione wyżej substancje mają certyfikaty ekologiczne.


W peelingu nie znajdziecie żadnych składników pochodzących z ropy naftowej, silikonów, glikolu, pegów, sztucznych konserwantów, zapachów i barwników.


Produkt idealnie tonizuje skórę, oczyszcza ją, zamyka pory, poprawia krążenie i działa antycellulitowy. Po zastosowaniu go na skórze pozostaje tłusty film, dla mnie to akurat plus, bo nie zawsze mam czas na używanie balsamu, czy masła po kąpieli, a dzięki temu peelingowi moja skóra tego nie wymaga. 



Opakowanie jest bardzo wygodne, przejrzyste i pięknie połyskujące. Śmiało można go użyć jako ozdobę łazienki. Dzięki dużemu otworowi w słoiczku osoby o większych dłoniach nie będą miały problemów w wyciągnięciem odpowiedniej ilości produktu nawet z samego dna. 
Dzięki tej formie opakowania, spokojnie wykorzystamy cały produkt, bez konieczności kombinowania jak się dostać do resztek.


Peeling z racji tego, że jest naturalny należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. 
O naturalnym pochodzeniu produktu świadczy także jego kolor, który określiłabym jako sino brązowy lekko miodowy. Nie przeszkadza mi on jednak w ogóle, nie lubię barwionych kosmetyków, bo co mi po pięknym czerwonym peelingu, skoro jest nafaszerowany chemią?

Produkt po pewnym czasie od otwarcia ciemnieje, i może się rozwarstwiać, ale to normalne przy produktach naturalnych.

Na zdjęciu widać rozwarstwienie się produktu.

Peeling z racji tego, że jest z soli może szczypać mocno podrażnioną skórę. Gdy mam pozadzierane skórki (a czasem niestety mam), lub bardzo podrażnioną skórę robię sobie przerwę w jego używaniu. Zresztą, kto używa jakiegokolwiek peelingu przy podrażnieniach i ranach? Nikt. 

Stosuję produkt według zaleceń producenta, czyli 2-3 razy w tygodniu i śmiało mogę stwierdzić, że jest bardzo wydajny.

Produkt jest polski, a jak wiecie cenię sobie polskie, naturalne produkty. 

Cena peelingu to 99 zł za 500 ml. Warto jeszcze dziś zajrzeć do internetowego sklepu PAT&RUB, ponieważ jest w promocji i można go mieć za 84,15 zł.

Peeling stymulujący z serii Home SPA jest zdecydowanie moim faworytem w swojej kategorii. 
Nie zamienię go na żaden inny mimo dość wysokiej ceny. 

Mieliście ten produkt? Jakie inne produkty PAT&RUB możecie polecić?



Publikuję również na Przepis na Kobietę

środa, 11 września 2013

Make up krok po kroku. Złoto, brązy i czernie.


Witajcie,

Chociaż obiecałam Wam już posty instruktażowe jakiś czas temu, dopiero dziś udało mi się złożyć w całość jeden z nich. Nie do końca jestem z niego zadowolona, ponieważ mój aparat ma problemy z wychwytywaniem kolorów, a ja mam problemy z ustawieniem się, dlatego prawdopodobnie kolejny post tego typu będzie filmikiem. 

Do przygotowania makijażu użyłam następujących produktów: 



Po nałożeniu bazy na powieki użyłam kremowego cienia do rozświetlenia wewnętrznego kącika.
Następnie złoto roztarłam od zewnętrznego kącika do środka.
Kolejnym krokiem było roztarcie brązu koncentrując się nadal na zewnętrznym kąciku.
Przyciemniłam czernią, a resztę powieki uzupełniłam perłowym cieniem.


 Załamanie powieki roztarłam pomarańczem trzymając się linii wyznaczonej przez złoto.
Po nałożeniu cieni na górną powiekę, dolną pokryłam brązem z domieszką czerni.
Pora na nadanie charakteru makijażowi, w tym pomoże czarna kredka. Obrysowuje oko na górnej powiece i linii wodnej. Mała rada, jeśli zaraz po nałożeniu kredki na linię wodną szybko i dość mocno zaciśniecie oczy, kredka odbije się na górze, tuż pod rzęsami i nie będzie potrzeby gmerania sobie tam kredką. Kreska na górnej powiece może być niechlujna, ponieważ zostanie roztarta czarnym cieniem. Najlepiej użyć do tego celu skośnego pędzla.
Gdy kreski są już gotowe, intensywnie rozświetlającą biel nakładamy pod łuk brwiowy i dosłownie odrobinę do wewnętrznego kącika.

Jeśli coś by się osypało po drodze, można śmiało posprzątać, ponieważ jak zauważyliście podkład 
(u mnie ""bb"") położyłam dopiero po wykonaniu makijażu oka. 
Dołożyłam korektorów, a jak widać było to niezbędne. Skórę musnęłam pudrem transparentnym, 
a na usta nałożyłam pomadkę w odcieniu zbliżonym do mojego naturalnego.
Nie zapomnijcie wytuszować rzęs! Im mocniej tym lepiej.
Konturuje twarz i mogę wyjść.


Mam nadzieję, że post jest dość czytelny i każdy z Was poradzi sobie z takim makijażem.

Makijaż w różnych światłach:



Zdjęcia są bez żadnej obróbki, nie chciałam nikogo tutaj oszukiwać Photoshopem, chciałam pokazać tylko magię wizażu. 



Jeśli macie jakieś pytania, na wszystkie z chęcią odpowiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że post może być dość nieczytelny, za co oczywiście najmocniej przepraszam.


Podoba Wam się taki makijaż?


Publikuję również na Przepis na Kobietę

niedziela, 8 września 2013

Saga o makijażu część I - demakijaż.

Witajcie, 


Postanowiłam napisać dla Was Sagę o makijażu, z której będziecie mogli dowiedzieć o podstawach makijażu, poznacie kilka banalnych trików dających niebanalne efekty. Mam nadzieję, że tą serią postów Was zainteresuję i sprawię, że żadna z Was nie będzie się już bała makijażu. 

Nie zapominajcie, że make up to zabawa i nie ma jakiś ścisłych reguł, których musicie się trzymać. 

Pewnie myślicie teraz, że zaczynam moją sagę od tyłka strony, ponieważ chcę napisać o demakijażu - nic bardziej mylnego. Jako wizażystka zauważyłam, że masa z Was popełnia podstawowe błędy wykonując tak nieskomplikowaną czynność jak zmywanie makijażu. 
Aby przygotować twarz do makijażu potrzebny jest dobry demakijaż.


Jak każdy z Was wie, do demakijażu możemy użyć:

- płynu
- płynu dwufazowego (mój zdecydowany ulubieniec)
- mleczka
- chusteczek (nie polecam ze względu na paskudne składy i mała skuteczność)
- płynu micelarnego
-śmietanki do demakijażu
- żele do mycia twarzy


Ważne jest, by dobrać odpowiedni dla siebie zmywacz. Osobiście preferuję płyny dwufazowe, bo radzą sobie doskonale z makijażem wieczorowym (który jest moim codziennym makijażem) i wodoodpornym. Dla osób, które używają mało make up'u idealnym wyborem będą zwykłe płyny, śmietanki, bądź delikatne mleczka. 

Skórę twarzy oczyszczamy dwa razy dziennie, aby ją odciążyć i nie zapychać. Rano, najlepiej jest użyć toniku, płynu micelarnego, bądź delikatnego żelu zanim zaczniecie nakładać krem i make up. Wieczorem, bądź po prostu jak wrócicie do domu zmyjcie make up - niech skóra oddycha! 

Staranne, ale delikatne oczyszczanie twarzy sprawi, że buzia na dłużej pozostanie młoda, a wszelkie bakterie syfkorobowe nie będą miały pożywki, w efekcie będziemy mieli mniej zaskórników i krost. 

Jak wykonać demakijaż? Śmiesznie proste pytanie, ale czy na pewno? 

Niestety wiele osób wylewa na wacik co się da trąc oczy i skórę raz w jedną stronę raz w drugą... 
Nie ma nic gorszego od tarmoszenia oczu! Po takim demakijażu oczy będą podrażnione, makijaż źle zmyty, a rzęsy połamane pozostaną na waciku. 
Podejdźmy do sprawy demakijażu spokojnie. Wylejcie odpowiedni dla siebie środek na wacik - nie przesadzajcie jednak z jego ilością, za dużo produktu sprawi, że wpłynie Wam on do oczu, zaś za mało że nie będzie mógł sobie poradzić z makijażem. Zatem jeśli już macie odpowiednią ilość przyłóżcie wacik do zamkniętego oka, układając go delikatnie na rzęsach (zwróćcie uwagę na to, by nie pozaginać rzęs przy tej czynności), a po kilku chwilach przeciągnijcie go w kierunku wewnętrznego kącika oka. Gwarantuję Wam, że większość (o ile nie cały) makijaż zostanie na waciku. 
Te kilka sekund, podczas których wacik leży na oku sprawi, że płyn (bądź też inny zmywacz, którego używacie) idealnie rozpuści kosmetyki bez konieczności pocierania. 

Demakijaż twarzy (za wyjątkiem użycia żelu) wykonujemy w następujący sposób: 
czoło zmywamy przecierając skórę wacikiem w kierunku włosów, środkową część buzi od nosa do zewnątrz, szyję, brodę i usta kolistymi ruchami. 
Zmywamy oczywiście stosując się do "zasady czystego wacika".

Po prawidłowo wykonanym demakijażu nie zapomnijcie o nawilżeniu skóry kremem, oczywiście również dopasowanym do Waszych potrzeb.

Pamiętajcie jeszcze o tym, by nigdy, przenigdy nie spać w makijażu! Skóra musi oddychać i nawet najlżejszy podkład, krem tonujący, czy bb nie zapewnią Waszej skórze całkowitego komfortu, a mimo obietnic producentów buzia na pewno będzie się dusiła. 

Fot: Vogue Japan Patrycja Gardygajło by Rene Habermacher

Co sądzicie o mojej sadze? Chcecie więcej takich postów? Jeśli tak, to o czym mam dla Was napisać?

środa, 4 września 2013

Zjawiskowa i urocza, czyli sesja z Natalią i Jankiem

Witajcie,

Ostatnio bardzo dużo pracuję, mówię Wam o tym, a efektów nie pokazuję. Dziś postanowiłam to zmienić i nadciągam z nowościami. Uwaga, jeszcze gorące. 














Modelka: Natalia 
Fotograf: Jan Węgrzyk
Makijaż: Ja

Jak Wam się podoba? Zdradzę Wam, że pokusiłam się o pozowanie dla Janka i niebawem mogę zrobić taki post z moimi zdjęciami - oczywiście jeśli chcecie:) Dajcie znać w komentarzach.