czwartek, 31 lipca 2014

My Secret Hot Colors - morskie fale na paznokciach.


Witam, 

Na moich paznokciach od pewnego czasu goszczą morskie fale. Przyznam, że początkowo miałam obiekcje do tego koloru. 184 Sea Wave w buteleczce mnie nie przekonuje. Myślałam, że morski, nijaki odcień z wykończeniem mikrodrobinkowym wpadającym w zieleń nie skradnie mego serca. Myliłam się. 


Dość gęsty lakier wymaga dwóch warstw, aby ładnie pokryć płytkę bez prześwitów. Mimo konsystencji nie tworzy smug. Aplikacja jest bardzo przyjemna. Pędzelek ma dla mnie idealny rozmiar, umożliwiający precyzyjne wykończenie.




Mikrodrobinki widoczne są tylko pod odpowiednim kątem i na paznokciu wyglądają bardzo urokliwie. Tworzą piękne refleksy. Kolor bardzo ładnie współgra zarówno z bladymi jak i opalonymi dłońmi. 
Nie podkreśla zniszczonych skórek, co niestety zdarza się przy podobnych odcieniach. 

Uwielbiam łączyć Sea Wave z piórkami My Secret B&W, o których niebawem napiszę.




Trwałość lakieru określam jako średnią. Bez użycia jakichkolwiek utrwalaczy utrzymuje się u mnie bez odprysków dwa dni. Trzeciego dnia na paznokciach częściej używanych (ach te dziecięce body na zatrzaski) lakier pęka. Czwartego dnia zmywam. Jeśli już o zmywaniu mowa - zmywacz nie musi walczyć z lakierem. Czynność ta odbywa się szybciutko i bezproblemowo. 




Cena lakieru to około 5 zł. 


Co sądzicie o lakierach Hot Colors? Podoba Wam się Sea Wave w połączeniu z piórkami?

poniedziałek, 28 lipca 2014

Bania Agafii - peeling zmiękczający do stóp.


Witajcie, 

Nie będę ukrywać, że stopy to moja najbardziej zaniedbana część ciała. Ciężko mi się zmotywować do regularnej pielęgnacji, zazwyczaj kończyło się na pumeksie naturalnym. Moje podejście jednak bardzo szybko udało się zmienić pewnej magicznej saszetce z Bani Agafii. 


Peeling zmiękczający trafił do mnie z Zielonej Mydlarnii. W 100 ml saszetce z praktycznym korkiem znajduje się drobnoziarnisty produkt. Konsystencja dość gęsta z dużą ilością mikro zdzieraków sprawia, że produkt jest bardzo wydajny. 




W peelingu Bani Agafii znajduje się masa dobroci.


Dzięki tak wspaniałej kompozycji moje stopy stały się zdecydowanie miększe. Regularne stosowanie (dwa razy w tygodniu) sprawiło, że sucha skóra jest bardziej nawilżona, przyjemniejsza w dotyku oraz o wiele bardziej delikatniejsza. Tendencja do rogowacenia naskórka zdecydowanie się zmniejszyła. 

Obawiałam się, że peeling będzie intensywnie pachniał ziołami. Nic bardziej mylnego. 
Produkt ma kwiatową, a jednocześnie orzeźwiającą woń. Dla mnie bomba! 



Peeling nakładałam na wilgotne stopy i masowałam. Konsystencja i zapach produktu sprawiały, że zabieg był niesamowicie przyjemny. Peeling nakładany na suchą skórą nie miał tego poślizgu, który lubię, zatem odrobina wilgoci dobrze mu robiła. 

Cena produktu to zaledwie 6,50 zł za 100 ml. 

Jestem pewna, że ten peeling zostanie ze mną na długo. Nie daje tak spektakularnych efektów jak popularne skarpety złuszczająco - zmiękczające, jednak jego działanie przy regularnym stosowaniu sąjest dla mnie zadowalające (i nie jestem skazana na oglądanie łuszczących się stóp!). 


Znacie ten peeling? Lubicie Banię Agafii?

piątek, 25 lipca 2014

Precz żółtym włosom - Szampon rewitalizujący kolor Joanna.


Witajcie, 


Jako osoba z rozjaśnianymi włosami walczę z paskudną, przebijająca się spod farby żółcią. Nie chcę często farbować włosów na chłodne, neutralizujące kolory, ponieważ moje sianko już wystarczająco dużo wycierpiało. Z pomocą przychodzi Joanna, a dokładniej szampon, którego zadaniem jest przywrócenie popielatych odcieni moich włosów. 



W butelce z pompką mieści się 500 g atramentowego szamponu. Jego konsystencja jest troszkę gęściejsza od większości szamponów dostępnych na naszym rynku, dlatego mnie wystarcza jedno, maksymalnie dwa naciśnięcia pompki (która swoją drogą podaje małe ilości produktu). Niestety konsystencja produktu sprawia, że w pompce tworzy się brudzący glutek. 



Zapach szamponu jest wspaniały. Intensywne porzeczki zostają na naszych włosach bardzo długo. 



Szamponem myję włosy i pozostawiam go na... no właśnie, na ile!? Producent na opakowaniu umieszcza informacje o pozostawieniu szamponu na kilka minut, co jednak nie jest odpowiedzią na moje pytanie. Pytając o to samo w sklepie usłyszałam odpowiedź - "należy próbować, co wyjdzie to będzie". Niezbyt miłe, ale próbowałam. Nie chciałam, by moje włosy zbyt drastycznie pociemniały, bądź co gorsza nabrały fioletowej barwy (od tego mam swój krem koloryzujący Revlon --> klik!). Zależało mi na usunięciu żółtej barwy. Przy pierwszym użyciu szampon trzymałam około 4 minut - efekt marny, właściwie niewidoczny. Przy kolejnym przetrzymałam do 7 minut - włosy były mniej żółte, ale nadal przebijała się ta nuta. Następnie szampon został na mojej głowie 10 minut - efekt zadowalający - żółć zniknęła, ale odcień był jakiś taki nijaki. Postanowiłam zaryzykować. Nałożyłam szampon na włosy o trzymałam go ponad 15 minut. Efekt był jak po koloryzacji - piękny, przepiękny popiel!

Po takim zabiegu włosy mogą być splątane. Aby uniknąć nakładania odżywki i spłukiwania uzyskanego efektu, zabezpieczam włosy odżywką bądź maską przed myciem. 



Myjąc włosy mogą ucierpieć Wasze dłonie. Produkt nie zawsze chce się zmyć z nich za pierwszym podejściem, zwłaszcza z suchych skórek na rękach i przy paznokciach. 


Szampon trzymany na włosach około 20 minut powoduje u mnie uczucie dyskomfortu w okolicach skalpu. Jest to jednak moje bardzo podrażnione miejsce zatem pewnie u większości z Was nie wywoła żadnej reakcji. 



Producent obiecuje nie tylko upragniony kolor, ale także wzmocnienie struktury włosów i nadanie im zdrowego wyglądu. Jak się do tego ustosunkuję? Moje włosy są i pewnie będą siankiem. 
Z masek i olejów nie zrezygnuję. 


Cena to około 20 zł. Tragedii nie ma, zwłaszcza że to wydajny kolega. 


Jak walczycie z żółcią na włosach drogie blond koleżanki? Zainteresowałam Was tym szamponem?

środa, 23 lipca 2014

Forte Sweden - Seyo żel pod prysznic. Granat i figa.

Witajcie,

Lato to czas orzeźwiających zapachów i lekkich konsystencji. Chyba każdy się ze mną zgodzi. 


Dziś opowiem Wam o żelu pod prysznic, który urzekł mnie swoim zapachem, a wpadł w moje łapki zupełnie przez przypadek. Robiąc kolorówkowe zakupy w Naturze, Pani w kasie poinformowała mnie o promocjach na żele Seyo. Jako, że lubię nowości, a ten produkt był mi całkowicie obcy wzięłam bez zastanowienia (i bez wąchania, bo lody przed sklepem topiły się w łapkach Małżona). Powąchany po przyjeździe do domu od razu powędrował ze mną pod prysznic. Intensywny, orzeźwiający zapach fig z nutą granatu, w połączeniu z kuszącą czerwienią to jest to.


Producent obiecuje nam niewiele:


Tak naprawdę to wystarczy. Od żelu pod prysznic wymagam, by nie podrażniał mojej skóry, dobrze oczyszczał i dawał chwilę zapomnienia. Seyo spełnia moje oczekiwania.

Cena to około 7 zł za 500 ml. W promocji można go mieć za piątaka.


Ten dobrze pieniący się produkt niestety bez wad nie jest. Jego urzekający zapach nie utrzymuje się na skórze zbyt długo. Dodatkowo konsystencja jest dość wodnista, więc może spływać między palcami.

Mimo konsystencji, żel jest moim numerem jeden w tym sezonie. Gdy tylko osiągnie status denka, zaopatrzę się w kolejny. Może tym razem postawię na grejpfruta i marakuję? Kto wie!


Znacie ten żel? Lubicie produkty Seyo?

poniedziałek, 21 lipca 2014

Deni Carte - cień do powiek matowy numer 17.


Witajcie, 


Bardzo długo zwlekałam z napisaniem opinii o tym cieniu. Polubiłam Deni Carte za pomadki witaminowe i nie mogłam dopuścić do siebie faktu, że coś jest nie tak jak powinno w ich innym produkcie. Zwlekałam, zapisywałam, obserwowałam, testowałam na wiele sposobów i co wyszło? Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam dalej. 



Mój cień jest w kolorze beżowym numer 17. Przeglądając stronę Deni, miałam nadzieję że będzie bardziej kremowy. No trudno. Ustawienia monitora robią swoje. Często zdarzają się wtopy kolorystyczne. 


Tak 17 prezentuje się na stronie.

W plastikowym, lekkim, a jednocześnie dość porządnym jak się okazało z czasem opakowaniu znajduje się mocno perfumowany cień do powiek. Zapach kojarzy mi się z moją Babcią. Jest naprawdę intensywny. Nie do końca mnie to zadowala, ponieważ nie od dziś wiadomo, że substancje zapachowe mogą uczulać. 


Konsystencja produktu jest sucha, przypominająca trochę farbkę szkolną w palecie. Mimo to nie osypuje się z pędzla. Przy aplikacji jednak należy pamiętać o tym, by cień nakładać metodą wciskania, ponieważ rozcierany od początku znika z powieki. Ciekawa jestem, czy inne kolory również tak się zachowują. 



Cień nakładany na bazę (u mnie Artdeco) trzyma się cały dzień. Łączy się ładnie z innymi kolorami i jest dobry do naturalnych makijaży. Często używam go, gdy robię tylko kreski, ponieważ wygląda bardzo naturalnie i "wyrównuje" koloryt powieki.


Na ustach pomadka witaminowa Deni Carte. Na powiece cień matowy Deni. 


Skład cienia dla ciekawskich: Talc (CI 77718), Mica (CI 77019), Kaolin (CI 77004), Triticum Vulgare Starch, Paraffinum Liquidum, Zinc Stearate, Magnesium Stearate, Petrolatum, Phenethyl Alcohol, Dicaprylyl Carbonate, Isopropyl Myristate, Cetyl Alcohol,Shea Butter Glycerides, Ascorbid Acid, Limonene, Cinnamal, Myrcene, L-alpha-pinene, Linalool, Eugenol, Beta-Caryophyllene, Transanethole, Terpineol, P-Cymene, +/-  CI : 12370, 15850, 15880, 17200, 19140, 42090, 47005, 51319, 73360, 74160, 77002, 77007, 77120, 77266, 77288, 77289, 77491, 77492, 77499, 77510, 77742, 77891


Cień bez bazy.


Cień na bazie ArtDeco. 

Cień kosztuję około 10 zł. Dostępność jest bardzo kiepska, a wydajność średnia (jak to przy "wklepywanych" produktach bywa). Jeśli Deni nie skusi mnie jakimś ciekawym kolorem, chyba więcej nie skusze się na ich maty.

Podczas stosowania cienia matowego Deni należy bardzo uważać na tłuste substancje. Na moim cieniu pojawiły się plamy, prawdopodobnie przez kontakt bezy z cieniem (przeniesione na pędzlu). 
Nie spotkałam się wcześniej z takim przypadkiem. 



Mam mieszane uczucia odnośnie tego produktu. Chyba pozostanę przy pomadkach witaminowych Deni --> Klik!, które są cudowne!


Znacie te cienie? Co lubicie z Deni Carte? 


sobota, 19 lipca 2014

Eveline Argan Elixir 8w1 - terapia dla skórek i paznokci.

Witajcie, 


Dotychczas bardzo lubiłam produkty Eveline. Mam wśród oferty marki wielu ulubieńców. Niestety tym razem bardzo się zawiodłam. Liczyłam na to, że eliksir do skórek i paznokci poradzi sobie z moimi suchymi, brzydkimi skórami. Zauroczył mnie jedynie pięknym, owocowym zapachem.



 Obietnice producenta były bardzo zachęcające. 


Oczywiście od razu wiedziałam, że dam mu więcej czasu niż wspomniane 7 dni. Stosowałam go praktycznie co wieczór od ponad miesiąca (otrzymałam go na spotkaniu blogerów organizowanym przez Gosię). Liczyłam na nawilżenie skórek i zanik, bądź chociaż zmniejszenie zjawiska ich pękania przy paznokciach. 


Z tych ośmiu obietnic, spełniły się raptem dwie. Paznokcie stały się jakby bardziej twarde i nabłyszczone. Jednak nabłyszczenie, a raczej natłuszczenie trzyma się do pierwszego umycia rąk. Bardzo słabo. Mam wrażenie, jakby produkt nie wpijał się w paznokcie i skórki, ale tylko zostawał na nich ścierając się pod wpływem kontaktu z czymkolwiek. 


Moja butelka wyposażona jest w bardzo sztywny, krzywy pędzelek. Jako, że smaruję nim zarówno paznokcie jak i skórki nie przeszkadza mi to bardzo. Niemniej jednak kojarzy się to z felerem. 


 Skład odżywki przedstawia się następująco:


Strasznie mi przykro, że musiałam napisać taką opinię. Jednocześnie mam nadzieję, że to nie bubel, 
a po prostu wybrakowany egzemplarz, który u mnie się nie sprawdza. 


Cena około 15 zł. Produkt jest bardzo wydajny.



Znacie ten eliksir? Daje u Was radę? Koniecznie dajcie mi znać.  

środa, 16 lipca 2014

Sunshade Minerals, wyjazdowy zestaw 5 pędzli.


Witajcie, 

Pędzli nigdy dosyć. Z tym stwierdzeniem mógłby się utożsamić nie jeden z Was. Ja również! 
Fajnie jest mieć pędzle na różne okazje. Ostatnio zakupiłam mały zestaw wyjazdowy pędzli Sunshade Minerals firmy Lancrone. Poczytałam troszkę o nich i zakochana w pięknym, naturalnym wyglądzie czekałam na przesyłkę (która swoją drogą dotarła do mnie w ekspresowym tempie).



Chociaż zestaw składa się tylko z pięciu pędzli, można nim wykonać cały makijaż. Zarówno ten dzienny, jak i wieczorowy. Dla mnie olbrzymim plusem zestawu jest fakt, że pędzelki są malutkie. Mają zaledwie 15 cm. Spokojnie zmieszczą się w torebce, czy torbie podróżnej. 

Śliczne lniane etui sprawi, że nie będzie trzeba się martwić o to, jak zabrać pędzle. Obawiam się jednak, że wypranie tego etui nie będzie łatwą sprawą, zwłaszcza gdy uświni się z pomadki.


Przejdźmy do indywidualnej opinii na temat każdego z pędzli. 

Największym pędzlem w zestawie jest pędzel do makijażu twarzy. Nadaje się doskonale do nakładania pudru, różu, produktów brązujących, czy rozświetlających. Jest bardzo miękki (w dotyku bardzo przypomina Hakuro H55), a jego włosie umożliwia łatwą i równomierną aplikację produktów. Niewielki rozmiar (35 x 30 mm) pomaga w dotarciu do "zakamarków" twarzy i w precyzyjnej pracy. 



Kolejny w zestawie jest pędzel do blendowania cieni. Można z powodzeniem używać go również do nanoszenia cieni na powiekę, a także do rozcierania korektora pod oczami. Jest twardszy niż tradycyjny "puchacz", dlatego przy pierwszych aplikacjach można nim sobie zetrzeć, a nie rozetrzeć cień. Kwestia wprawy, którą nabiera się naprawdę szybko. Jego rozmiar to 13 x 13 mm, jednak kulką bym go nie nazwała. 


Trzeci w komplecie jest pędzel do szeroko pojętego nakładania. Używam go zarówno do cieni, rozświetlaczy jak i korektorów. Jest dość duży 14 x 9 mm, dlatego u osób z małymi powiekami może okazać się niezbyt precyzyjny. Włosie jest sztywne, jednak mimo to nie drapie. 


Do precyzyjnego nakładania wszelakich produktów idealnie sprawdzi się  za to sztywny, malutki pędzelek języczkowy. Doskonały do aplikacji cieni w wewnętrznym kąciku oka, na dolnej powiecie, czy nad łukiem brwiowym. W tuszowaniu małych niedoskonałości również pomoże. Ze względu na swój kształt, dobrze sprawdzi się przy aplikacji pomadki na małych ustach. Rozmiar (9 x 4 mm) nie pozwoli nam zrobić tego szybko przy posiadaczkach dużych warg. Jednak jeśli Wam się nie spieszy, to czemu nie. 


Ostatnia w zestawie jest szczoteczka - grzebyczek. Sztywna szczecina pomoże przy ujarzmianiu brwi, a grzebyczkiem rozczeszemy sklejone rzęsy. 


Cały zestaw wykonany jest z syntetycznego włosia HD, które ogranicza do minimum osypywanie się produktów. Włosy nie wypadają, nie odkształcają się i nie puszą przy praniu. Bambusowe trzonki nawiązują do natury. 



Cena zestawu to jedyne 25.90 zł. Dostępne są w sieci. Uważam, że to dobry zestaw zarówno dla rozpoczynających swoją przygodę z makijażem jak i dla tych, którzy chcą poznać coś innego, bądź chcą zestaw na wyjazd. 

Nie żałuję zakupu tych pędzli, planuję zakup kolejnych. 



Znacie pędzle Sunshide Minerals? Zaciekawiłam Was?

niedziela, 13 lipca 2014

TAG - Kocham Lato 2014!


Witajcie, 

Jako, że lato w pełni, siedzę sobie w Szklarskiej Porębie i piszę dla Was TAG. Odpoczywając w tak pięknych okolicach z chęcią odpowiadam na pytania związane z latem. 
Jesteście ciekawi moich odpowiedzi? Zapraszam dalej! 



1. Ulubiony produkt do ust

Moim ulubionym produktem stał się błyszczyk. Do niedawna używałam bardzo namiętnie produktu Eveline (klik!) jednak kolor wydał mi się zbyt mdły na słoneczne dni. Przerzuciłam się na Kobo Long Lasting Glass w kolorze Apricot <3 


2. Ulubiony lakier do paznokci

Paznokci nie maluję, jednak My Secret podarowało mi 4 lakiery, z czego jeden ma przepiękny, brzoskwiniowy kolor, któremu nie mogę się oprzeć! Niech no tylko mi odrosną pazury, a jeśli okaże się, że My Secretowski lakier jest wytrzymały, zostanie ze mną do końca lata. 


3. Ulubiona świeca

Świece darzę sympatią odkąd pamiętam, jednak nigdy ulubionej nie miałam. Latem stawiam na orzeźwiające aromaty. Olejek pomarańczowy (rzecz jasna naturalny) w kominku to jest to! 

4. Ulubione perfumy/zapach

Zapach ciągle ten sam - CK Shock Woman, na przemian z La Petite Robe Noire.


5. Ulubiony napój

Woda i zielona herbata. Świetnie gaszą pragnienie. 

6. Ulubiony dodatek/ubranie

Zdecydowanie okulary przeciwsłoneczne i cienkie kominy. Tak, jestem zmarzluchem i lubię mieć opatuloną szyję :)

7. Ulubiona fryzura na lato

U mnie nie ma czegoś takiego jak ulubiona fryzura. Jak się ułoży, tak wychodzę. Czasem chodzę jak lizus, czasem jak czarownica. 

8. Co najbardziej lubisz robić latem

Odpoczywać na łonie natury, wsłuchiwać się w jej dźwięki i podziwiać krajobrazy. Rzecz jasna wszystko w cieniu ;p

9. Najładniejsze wspomnienie związane z latem

Widok z wyciągu na Czantorię. Kojarzy mi się z beztroskimi latami, kiedy to jeździłam z rodzicami na wycieczki w góry. 


10. Ulubiony trend w modzie na lato

Kompletnie nie podążam za trendami, nie mam pojęcia co jest aktualnie modne, więc nie jestem w stanie wskazać ulubionego trendu.

11. Otaguj 4 ulubionych youtuberów/ blogerów


Podobnie jak poprzednicy, u których podpatrzyłam TAG, nie będę nikogo zapędzać do zabawy. 
Jeśli macie ochotę, dołączcie. Z chęcią dowiem się, co moi czytelnicy lubią latem! :) 


Pozdrawiam z pięknej Szklarskiej Poręby :* 

czwartek, 10 lipca 2014

Bania Agafii - maska oczyszczająca do twarzy z niebieską glinką, otrębami owsianymi i malwą na wodzie bławatkowej. Zielona Mydlarnia.

Witajcie,

Nadrabiam zaległości i przychodzę do Was z moim ulubieńcem, który został przeze mnie odkryty dzięki katowickiej Zielonej Mydlarni. Z okazji swoich urodzin mogłam wybrać sobie upominek z oferty sklepu. Jako osoba niezdecydowana poprosiłam właścicielkę o poradę. Szybko dostałam odpowiedź z poleceniem saszetek Banii Agafii.


Dziś skupię się na saszetce, której zawartością jest przepięknie pachnąca, wręcz uzależniająca maska do cery tłustej i mieszanej. Cudowny zapach zawdzięcza zapewne wodzie bławatkowej i ekstraktowi z malwy. Niestety po zmyciu produktu zapach znika.

Maska ma działanie tonizujące, oczyszczające, zwężające pory, nawilżające i odżywiające.


Ogromnym plusem dla mnie jest fakt, że możemy po użyciu odpowiedniej ilości produktu zakręcić sobie resztę, bez obaw o wyschnięcie, czy wylanie się maski. Swoją drogą wylać się raczej nie da rady, bo to produkt o dość gęstej, a jednocześnie aksamitnej konsystencji. Świetnie rozprowadza się na skórze zarówno pędzlem jak i palcami. Nie spływa, nie migruje i szybko wysycha. Ze zmyciem produktu również nie ma większego problemu.


Skład maski jest bogaty. Przedstawia się następująco:

Skład INCI:  Aqua, Kaolin (glinka błękitna), Glycerin, Organic Centaurea Cyanus Flower Water (woda bławatkowa), Cetearyl Alcohol, Zinc Oxide, Bentonite (and) Xanthan Gum, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Organic Malva Sylvestris (Mallow) Flower Extract (organiczny ekstrakt malwy), Avena Sativa (Oat) Kernel Powder (otręby owsiane), Sodium Cetearyl Sulfate, Benzyl Alcohol, Parfum.

Moja skóra ostatnimi czasy pozostawiała wiele do życzenia. Była zmęczona, podrażniona, odwodniona oraz miała wielu niechcianych lokatorów. Po zastosowaniu maski moja skóra i ja czujemy się od razu lepiej. Mimo mocnego oczyszczenia, jakie daje błękitna glinka skóra po zastosowaniu maski nie jest nieprzyjemnie ściągnięta, skrzypiąca, czy podrażniona. Woda bławatkowa i ekstrakt z malwy doskonale przywracają mojej skórze równowagę.

Cena to 8 zł za 100 ml. Produkt jest niesamowicie wydajny, zatem cena wydaje mi się śmiesznie niska.


Z czystym sumieniem polecam wszystkim, a mieszkanki Śląska zapraszam do Zielonej Mydlarni na zakupy.


Znacie tę maskę? Lubicie produkty Bani Agafii?