czwartek, 19 lutego 2015

Korektor w płynie Deni Carte


Witajcie, 

Dzisiejszy post będzie dotyczył kosmetyku poniekąd wielofunkcyjnego. Korektor w płynie Deni Carte według producenta można stosować na niedoskonałości cery, a także na cienie pod oczami. 
Jak się sprawdził? 


W "błyszczykowym" opakowaniu z pacynką znajduje się produkt o bardzo kremowej konsystencji o potężnych właściwościach maskujących. Jest bardzo wydajny. 

Ogromnym atutem jest to, że nie wchodzi on w zmarszczki, czy pory, co niestety często zdarza się produktom tak mocno kryjącym. 




Trzyma się na swoim miejscu kilka godzin, nie łatwo go zetrzeć. 

W składzie korektora znajdziemy: 


Ingredients: Aqua, Cyclopentasiloxane, Paraffinym Liquidum, Ethylexyl Cocoate, Propylene Glycol, Steareth-21, Steareth-2, Talc, Cetearyl Alcohol, Cera Alba, Caprylic/Capric Triglyceride, Isocetyl Stearoyl Stearate, Prunus Amygdalus, Dulcis Oil, Allantoin, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Bisabolol, Tocopherol, Beta-Sitosterol, Squalene, Copernicia Cerifera Cera, Phynoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, Alumina, Glycerin, EDTA, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, +/-[CI 77891, CI 77492, CI 77491, CI 77499].

Ze względu na parafinę w składzie na wysokim miejscu zrezygnowałam z nakładania go na twarz. Miałam nadzieję, że korektor posłuży mi do maskowania sińców pod oczami. 




Kolor - niestety go skreśla. Próbowałam dać mu wiele szans, na sobie i na klientkach. Niestety, ma w sobie za dużo pomarańczowych tonów. Próbowałam kłaść go na podkład i pod podkład. Efekt - pomarańcz zawsze wychodził, zwłaszcza u osób z jaśniejszą skórą, a przecież mam numer 1, czyli najjaśniejszą opcję. Wielka szkoda. Ten korektor ma ogromny potencjał, tylko kolorystycznie dał ciała. Przydałyby mu się właściwości rozświetlające, może wtedy wybroniłby się u osób z ciemniejszą karnacją i żółtymi tonami. 




Cena to niespełna 10 zł. 

\

Może ktoś z Was ma ten produkt i jest zadowolony?


Na FB trwa lakierowe rozdanie, serdecznie zapraszam. 

środa, 18 lutego 2015

Rozdanie lakierów :)

Witajcie, 

Dziś bardzo szybko, informacyjnie. Serdecznie zapraszam Was do udziału w rozdaniu na moim FB.

Do wygrania jeden z poniższych zestawów lakierów do paznokci. Na zgłoszenia czekam do 28.02.2015. 




Powodzenia! :) 

piątek, 13 lutego 2015

Olejek hydrofilny pachnotka słonecznik. Demakijaż naturalnie.

Witajcie,

Jakiś czas temu poczyniłam małe zakupy w sklepie z półproduktami. Do koszyka wpadł między innymi gotowy zestaw do stworzenia (ach cóż za duże słowo - do zmieszania!) myjącego olejku. Ciągle szukam skutecznego, szybkiego i naturalnego sposobu na zmywanie makijażu. Czy olejek był strzałem w 10?

W skład mojego olejku wchodzi organiczny olej ze słonecznika, organiczny olej z pachnotki i emulgator. Wybrałam właśnie taką mieszankę, ponieważ oba te oleje mają niski potencjał komedogenny, zatem idealnie nadają się do cer tłustych i mieszanych (a taką niestety moja się stała).


Ponadto olej z pachnotki ma działanie przeciwzapalne, przeciwbakteryjne, ujędrnia skórę, przyspiesza gojenie i zwalcza trądzik. Wpływa także pozytywnie na ujścia gruczołów łojowych, a co za tym idzie działa przeciwzaskórnikowo.  To tylko kilka jego zalet, ale o tym innym razem.

Olej ze słonecznika zaś ma działanie normalizujące, zmiękczające i wygładzające skórę. Można go stosować bez obaw, ponieważ nie powoduje zaskórników.



Jak wygląda samo zmywanie? Na zwilżony hydrolatem oczarowym, bądź wodą wacik wylewam kilka kropel olejku, przykładam do oka i gotowe. Należy uważać, by nie nałożyć za dużo olejku, bo wchodzący w oczy nie jest niczym przyjemnym. W odpowiednich ilościach jest genialny. Zmywa nawet wodoodporny makijaż. Twarz zmywam na dwa sposoby. Albo tak jak oczy, albo pocieram wacikiem dłonie wytwarzając emulsję, którą później niczym żelem zmywam make up. 

Po zmyciu makijażu na skórze może zostać lekko tłusta warstwa (zależna od tego ile kropli oleju nałożymy na wacik). Mnie to zupełnie nie przeszkadza, dokładam porcję oleju pielęgnacyjnego i jestem gotowa do spania. 


Nie zauważyłam negatywnego wpływu kosmetyku na moją skórę, wręcz przeciwnie. Podrażnienia zostały niemalże całkowicie wyeliminowane, a zmiany trądzikowe zdecydowanie załagodzone. Chociaż początkowo podchodziłam do niego sceptynie, po nauczeniu się go uważam, że to dobra alternatywa dla mleczek do demakijażu. 

Cena to niespełna 15 zł za 100 ml. Niewiele, patrząc na to jak bardzo wydajny jest produkt. 

Gdy jakimś cudem zużyję tę buteleczkę (bardziej prawdopodobne jest to, że ją oddam komuś bliskiemu), na pewni spróbuję mieszanek innych olejków.

Na koniec warto wspomnieć, że kosmetyki tego typu powinno się przechowywać w chłodnym miejscu - u mnie goszczą w lodówce.


Ciekawa jestem w jaki sposób wykonujecie demakijaż? Lubicie naturalne metody?  

poniedziałek, 9 lutego 2015

Original by Anja Rubik

Witajcie,

Do niedawna moim ulubionym zapachem był Calvin Klein One Shock. Nosiłam go ładnych parę lat, był świeży, radosny, dziewczęcy, idealnie kontrastujący z moim mocnym charakterem. Lata mijały i upodobania zapachowe się zmieniły. Szukałam czegoś kobiecego, pociągającego, intensywnego, ale nie duszącego.

Wraz z końcem minionego roku na rynek wkroczyła Anja Rubik ze swoim zapachem. Wszędzie było o nim głośno, a że dostępny jest tylko i wyłącznie w Inglocie, postanowiłam go sprawdzić. Salon Inglota mam na wyciągnięcie ręki, zatem kilka dni po premierze, przy okazji spaceru wstąpiliśmy familijnie powąchać to cudo. Psik psik na rękę i... totalna załamka! Wraz z mężem uznaliśmy, że czujemy surowe ziemniaki suto oprószone pieprzem.  Intensywne ziemniaki za blisko dwie stówki? To ja podziękuję. Poszliśmy dalej, a właściwie zachciało nam się przejażdżki samochodowej.


Czułam ogromny zawód. Anja - kobieta, którą uważam za pełną klasy i gustu stworzyła zapachowego potwora?

Siedząc w samochodzie po około kwadransie od wizyty w Inglocie poczułam przyjemny, kwiatowy, czysty zapach. Wystarczyło delikatnie odchylić rękaw kurtki by znaleźć źródło zapachu. To Original. Ziemniaczano pieprzny zapach się utlenił odsłaniając białe kwiaty. Zapach nabrał delikatności z czasem wyczuwalne także stały się nuty lekko żywiczne. Jeszcze tego samego wieczoru uznałam, że to jest to, czego mi trzeba.


Właścicielką zapachu stałam się miesiąc po pierwszym spotkaniu. Przez cały ten czas myślami wracałam do tych nut. Ulubione perfumy nie pachniały już tak samo, ba nawet odpychały mnie od siebie.


Obecnie Original jest ze mną każdego dnia. Już nie wyczuwamy z mężem tych ziemniaków. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia i świadomości, że za kilka chwil lekko męski zapach przerodzi się w intensywną, a zarazem delikatną kobiecą woń.


Trwałość perfum jest zaskakująca. Utrzymują się cały dzień, a ubrania zdają się pachnieć bez końca. 


Zdaję sobie sprawę, że ten zapach nie podejdzie każdemu. Dla mnie jednak jest tym, czego szukałam. Dodaje mi siły i pewności siebie. Nosząc go, czuję się kobieco nawet w dresie z kucykiem Pony. 

Na koniec dodam, że perfum kosztuje 189 zł za 50 ml.



Nuty zapachowe:
nuta głowy: różowy pieprz, zielona herbata
nuta serca: lilia
nuta bazy: żywice 


Znacie już zapach Original by Anja Rubik? Co o nim sądzicie? 

czwartek, 5 lutego 2015

Różany peeling do ust Pat&Rub - cud kosmetyk, czy zbędny gadżet?


Witajcie, 

Dzisiejszy post będzie dziwny. O produkcie kupionym w celu przypomnienia sobie o tym, dlaczego więcej do niego nie wróciłam. Staje się to zbyt zawiłe, dlatego do rzeczy. 



Na początku mojej blogowej przygody poznałam produkty Pat&Rub. W moje ręce między innymi wpadł peeling do ust w wersji pomarańczowej. Pisałam o nim, że jest cudowny, że będzie hitem na całe życie, po prostu miód zero negatywów. Było dokładnie tak jak napisała, tylko że zamiast zakupić kolejny słoiczek, po prostu wróciłam do starego triku ze szczoteczką do zębów i masłem nawilżającym. Chcąc odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak postąpiłam kupiłam nowy słoiczek, tym razem w wersji różanej. 



Niewielki słoiczek o pojemności 25 ml po brzegi wypełniony jest różowym cukrem. Nie zwykłym, bo brzozowym ksylitolem, który ma właściwości przeciw próchnicze. W składzie znajdziemy również między innymi olej migdałowy, masło mango, olejek z róży damasceńskiej, wyciąg z nawrotu lekarskiego.  


Konsystencja sypka, aż za bardzo. Ciężko go zaaplikować tak, by dobrze wykonał swoją pracę, a jednocześnie nam jej nie dołożył w formie sprzątania cukru z siebie i podłogi. Nie trzyma się ust. Mam wrażenie, że w wersji pomarańczowej, nie było takiego problemu, była bardziej tłusta. 


 Po wykonaniu peelingu usta są wygładzone, dobrze przygotowane do przyjęcia kolejnych kosmetyków pielęgnacyjnych, czy też kolorowych. Jeśli cierpicie na mocną suchość ust, po peelingu przyda się nawilżenie. 


Cena za słoiczek - 49 zł. To zdecydowanie za dużo! Kilogram ksylitolu można kupić za około 30 zł. Do tego troszkę ulubionych olejów pielęgnacyjnych, kropelka olejku eterycznego, ulubione masło i za tę cenę mam litrowy słój peelingu przygotowany pod własne potrzeby. Wydajność peelingu z Pat&Rub nie jest wytłumaczeniem dla kupienia następnego 25 ml słoika. Powyższa zagadka została rozwiązana. 



Czy kupię ponownie - nie, ale z chęcią pokażę Wam jak zrobiłam własny peeling. Jesteście zainteresowani? 

poniedziałek, 2 lutego 2015

Clinique Redness Solutions Makeup SPF15


Witajcie, 


Pytania o idealny podkład wracają niczym bumerang. Odpowiedź na nie wcale nie jest prosta, bo znalezienie ideału to wielokrotne próby, oraz długotrwałe testowanie. Nasza skóra się zmienia, zmieniają się jej potrzeby zarówno te z zakresu pielęgnacji, jak i urody. Dzisiejszy post poświęcam podkładowi, który według producenta nadaje się do wszystkich typów cer zmagających się z zaczerwienieniami. 

Clinique Redness Solutions to propozycja z wyższej półki cenowej. Za 30 ml zapłacimy około 150 zł. Dotępny internetowo oraz stacjonarnie. Czy warto go kupić? 




Producent pisze o nim tak:


"Clinique Redness Solutions Makeup SPF 15 z technologią probiotyczną jest płynnym podkładem o właściwościach kojących, którego zadaniem jest łagodzenie podrażnień maskowanie zaczerwienienia, a jednocześnie pielęgnacja skóry. Za takie działanie odpowiadają takie składniki jak: wyciąg z kory magnolii oraz ekstrakt z grzybów pomagają ukoić skórę, kofeina łagodzi podrażnienia, masło murumuru pozwala utrzymać prawidłową barierę hydrolipidową skóry, natomiast drobinki neutralizujące o żółto-zielonym zabarwieniu mają maskować zaczerwienienia, koić skórę, wyrównywać jej koloryt i redukować plamy. Technologia probiotyczna Clinique oparta jest na wyciągu z żywych kultur naturalnych bakterii pojawiających również się w żywności podczas procesu fermentacji. Dzięki tej technologii wzmocnieniu ma ulec bariera ochronna skóry. Kosmetyk zawiera również antyoksydanty, takie jak witamina E oraz mieszanka filtrów przeciwsłonecznych o szerokim spektrum działania, w których stosunek filtrów ochronnych UVB do UVA wynosi 3:1"




Podkład ma dość gęstą konsystencję, jednak nie jest ciężki i łatwo się go aplikuje. Można to robić pędzlami, gąbkami, a nawet palcami. W zależności od sposobu aplikacji, zwiększymy bądź zmniejszymy poziom krycia. Jeśli uda nam się dobrać kolor (co w moim przypadku jest niemożliwe) to będziemy bardzo zadowolone, ponieważ ładnie stapia się ze skórą i jest niewyczuwalny. 


U cer suchych podkład zamaskuje podrażnienia, nie uwydatniając skórek. Nie będzie wymagał żadnego utrwalania i przetrwa na swoim miejscu nawet cały, średnio wyczerpujący dzień. 


U cer mieszanych/tłustych podkład zakryje niedoskonałości, ale będzie wymagał utrwalenia dobrym pudrem, najlepiej takim który maskuje pory. Clinique Redness Solutions niestety lubi podkreślać pory, co jest widoczne na poniższym zdjęciu. 


(Patrz w okolice nosa zobaczysz pory :(. Produkt nakładany palcami, bez pudru, zdjęcie po 8 godzinach od wykonania makijażu)


Jeśli chodzi o kolorystykę, to jest ona okrojona. Na stronie producenta znajdziemy 6 odcieni, dla siebie kupiłam najjaśniejszy, czyli 01 Calming Alabaster i jest on za ciemny i za żółty. Typowe bladzioszki niestety nie będą mogły się nim cieszyć. 



Bez wahania używam tych podkładów do makijaży okazjonalnych, ze względu na świetną trwałość, wydajność i właściwości. Z racji tego, że sama nie bardzo mogę go używać, ciężko jest mi się wypowiedzieć na temat działania pielęgnacyjnego. Na podstawie opinii klientek, oraz tego co zauważyłam nosząc go głównie w domu, śmiało stwierdzam, że krzywdy nie robi. 


Clinique Redness Solutions Makeup gości w moim kufrze na stałe. Gdyby tylko kolor był ok, mogłabym dać mu miano bliskiego ideałowi.

Znacie ten produkt? Co o nim sądzicie?