Witajcie,
Znów rzadziej tutaj zaglądałam, a mimo to Wy jesteście cudownie aktywni, za co serdecznie dziękuję.
Dziś postanowiłam napisać post - ostrzeżenie. Ponad dwa lata temu podłożyłam się pod maszynkę rzeźniczki oszustki. Po zobaczeniu jak się później okazało cudzych prac zdecydowałam się na całą nogawkę.
Projekt zaczęłyśmy na całe szczęście od kokardki na dole łydki. Na pierwszy rzut poszły kontury, które wyszły całkiem dobrze. Zagoiły się szybko i przyszedł czas na kolorowanie. Podczas tego zabiegu kokarda została powiększona, kontury pogrubione i pokrzywione. Pojawiły się także "cienie", które nie dość że były nałożone bez żadnego sensu i bez mojej zgody, to jeszcze cieni nie przypominały.
Nie trudno zgadnąć, że nie byłam zadowolona z efektu, jednak mimo wszystko łudziłam się, że po zagojeniu kontur złagodnieje, a sama kokarda przestanie wyglądać jak paskudny siniec.
Podczas procesu gojenia zaczęły się męki. Noga niemalże gniła, pojawił się okropny ból (Mąż musiał mnie nawet nosić do toalety), który namiętnie łagodziłam tabletkami przeciwbólowymi, był również obrzęk, ropa z krwią i domieszką tuszu. Okropność. W związku z tym, że rzeźniczka była osobą totalnie niekompetentną nie mogłam u niej zasięgnąć porady co z tym zrobić, a prawdę mówiąc wstydziłam się pójść do profesjonalnego salonu po radę.
Po ponad miesiącu męczarni skóra się wygoiła, a to co zostało na nodze prosiło się o usunięcie. Plamy, prześwity, blizny, krzywe linie i "cienie"
Ciąża, poród, karmienie piersią, wstyd. To wszystko sprawiało, że nie mogłam udać się na poprawkę/przeróbkę tatuażu. Od zrobienia minęły ponad dwa lata. Znalazłam w końcu tatuatora, którego prace mi się podobają, który pracuje w renomowanym studiu tatuażu i który podjął się ratowaniu mojej nogi.
Niestety nie jest tak łatwo jak myślałam. Nie ma możliwości całkowitego zakrycia tatuażu, dlatego zaproponowano mi laserowe usuwanie. W związku z tym, że fioletowy barwnik nie daje się całkowicie usunąć, a w miejscu obecnego tatuażu powstanie wymarzona nogawka czekają mnie wycieczki na laser.
Własnie jestem po pierwszym zabiegu. Jestem osobą odporną na ból zatem po kilku strzałach lasera przyzwyczaiłam się i zapomniałam, że coś mi tam kobietka robi. Od razu odpowiem na pytania, które już dostałam - strzały lasera przypominają mocne uderzenia z gumki recepturki.
Poniżej zdjęcia zrobione kilka godzin po ostrzelaniu konturów.
Skóra po zabiegu jest jak poparzona, wygląda brzydko, piecze i trzeba o nią dbać jak o tatuaż.
Przez miesiąc nie wolno chodzić na basen, saunę, solarium itp.
Czeka mnie kilka sesji. Ile dokładnie, okaże się w trakcie zabiegów.
Część z Was może się zastanawiać po co to piszę. To post ku przestrodze skierowany nie tylko do młodych ludzi, którzy chcą mieć coś na już na teraz, żeby poszpanować przed kolegami, ale także dla osób które od dawna chcą coś zrobić ze swoim ciałem. Wiele razy pewnie słyszeliście, że po kolczyki i tatuaże należy wybierać się do sprawdzonego specjalisty - prawda, prawda, prawda!
Wybierając tatuatora:
Nie kierujmy się tylko pracami w portfolio, na portalach społecznościowych, blogach itd. (mogą być kradzione!).
Sprawdźcie tatuatora (gdzie pracuje, od jak dawna zajmuje się zawodem, jakie ma osiągnięcia).
Pytajcie ludzi (czy znajomi znają Waszego "wybranka", co sądzą o nim ludzie na forach).
Zastanówcie się, czy pasuje Wam styl danego tatuatora.
Nie oszczędzajcie pieniędzy.
Sprawdźcie studio przed sesją (jednorazowy sprzęt, zabezpieczone wielorazówki, autoklaw, ogólna czystość). Higiena jest bardzo ważna!
Mam nadzieję, że udało mi się ustrzec Was przed podjęciem niewłaściwych decyzji.
Do tematu na pewno wrócę, aby dzielić się z Wami przebiegiem zabiegu usuwania i tworzenia nowego, tym razem na pewno dobrego dzieła.
Powiedzcie tylko proszę, czy jesteście zainteresowani dalszym ciągiem historii?