poniedziałek, 30 listopada 2015

Luxury Paris - krem do rąk


Witajcie, 

Dziś przychodzę do Was z postem porównawczym. Pod lupę wzięłam dwa kremy Luxury Paris. Jeden to luksusowy krem - serum do rąk i paznokci z olejkiem makadamia anti age, a drugi to luksusowy krem - maska do rąk i paznokci z wanilią. Czy są luksusowe? Czy warte uwagi? Zapraszam dalej. 


niedziela, 22 listopada 2015

Lagenko kolagen naturalny - odżywka do włosów.

Witajcie, 

Włosy to ozdoba kobiety - tak mawia moja babcia. Chyba ma rację. Szkoda tylko, że za mądrymi słowami nie przeszły w genach ładne włosy. Moje mają tendencję do puszenia się, są suche i sztywne. W moje łapki wpadła odżywka z naturalnym kolagenem marki Lagenko. Czy dzięki niej spełniły się moje marzenia o pięknych, elastycznych i nawilżonych włosach? Sprawdźcie sami. 


czwartek, 19 listopada 2015

Luxury Paris luksusowy kriotermalny peeling drenujący.

Witajcie, 


Jakiś czas temu postanowiłam przetestować nowości marki Luxury Paris. Na pierwszy ogień poszedł luksusowy kriotermalny peeling drenujący do ciała. Jeśli jesteście ciekawi, co o nim sądzę zapraszam dalej. 



poniedziałek, 9 listopada 2015

Jean D'Arcel Cure Beaute Intense kuracja intensywnie nawilżająca w ampułkach.


Witam Was serdecznie, 

Mamy jesień, okres grzewczy w pełni. Co ucierpi poza portfelami? Skóra i włosy wszystkich sucharków. Jesień to dla mnie czas intensywnego nawilżania. W ruch idą tłuste masła, intensywne maski, cięższe oleje i kremy. W tym roku stawiam też na intensywne kuracje. Jedną z takich kuracji, już mam za sobą. Jest to Cure Beaute Intense Jean D'Arcel. Jeśli jesteście ciekawi jak się sprawdziła, zapraszam dalej. 





wtorek, 20 października 2015

My Secret Woterpoof eyeliner w pisaku

Hej, hej,

Dziś przychodzę do Was z zapowiedzianą wcześniej opinią na temat wodoodpornych eyelinerów z My Secret. Czy są warte uwagi? Czy są naprawdę wodoodporne? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie poniżej. Zapraszam.


czwartek, 15 października 2015

Makijaż z Drogerii Natura


Witajcie, 

Znów dawno mnie nie było, ale jeszcze dawniej nie było tutaj makijażu. Zauważyłam, że w u osób publikujących głównie makijaże na swoich blogach i stronach, jest tendencja do używania drogich kosmetyków z wyższych półek. Sama mam takich sporo i bardzo je lubię, ale doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że nie każdy ma do nich dostęp. Dlatego mimo nawracających problemów z okiem postanowiłam zrobić dla Was makijaż w całości wykonany produktami ogólnodostępnymi. Jako, że bardzo lubię i cenię sobie kosmetyki Kobo i My Secret, to na nich oparłam swój makijaż. Jesteście ciekawi, czego użyłam i jaki był efekt? Zapraszam dalej. 



czwartek, 8 października 2015

Giń pryszczu - olejek pichtowy.


Witajcie, 

W życiu każdej, albo prawie każdej kobiety przychodzi taki czas w miesiącu, który przynosi wraz ze zdenerwowaniem przykre niespodzianki na twarz, dekolt, plecy. O czym mowa każdy wie, ale jak poradzić sobie z niedoskonałościami, które dostajemy w niechętnie przyjmowanym pakiecie od losu? Czy jest na nie jakiś łatwy sposób? Zapraszam dalej. 



wtorek, 6 października 2015

Spotkanie przy kominku blogujących Mam w Zabrzu - wspieramy akcję Blogerzy Dla Serc.

Witajcie, 

Zeszłą sobotę spędziłam bardzo aktywnie, rodzinnie, blogowo, a co najważniejsze i najpiękniejsze było tego dnia? Pomoc w akcji Blogerzy Dla Serc. Akcja wynikła z inicjatywy Anety i Krzyśka z bloga NaszaDrogaDo. Ma na celu wsparcie dzieciaczków ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu i wywołanie jak największej ilości uśmiechów. Aby dołączyć do akcji należy przekazać serduszko. Akcja trwa do czerwca 2016 roku, więc gorąco zachęcam do udziału. Więcej szczegółów znajdziecie na FB (podklinkowane wyżej). 

wtorek, 29 września 2015

Skin 79 BB VIP Gold


Hej, hej, 

Przepraszam Was za mała nieobecność. Nadmiar obowiązków w większości bardzo przyjemnych związanych z pracą spowodował, że nie miałam czasu na napisanie konkretnego posta. Od dłuższego czasu bardzo chcę podzielić się z Wami opinią na temat kremu BB Skin 79. Często słyszę, że moja cera wygląda dobrze. naturalnie, świeżo. Niestety nie jest ona czysta, bez makijażu. W buzię przed każdym wyjściem wklepuję BB. 



sobota, 19 września 2015

Planeta Organica - żelowy peeling do twarzy.

Cześć,

Ostatnio naszło mnie na to, by nakupować nieznanych mi kosmetyków i posprawdzać co w nich siedzi i jak wyjdzie im walka z moimi problemami (głównie włosowymi i twarzowymi). Do koszyka dorzuciłam dość przypadkowo żelowy peeling do twarzy z Planeta Organica, który zdaniem producenta nadaje się do wszystkich cer. Jak się spisał?

wtorek, 15 września 2015

Anatomicals - modnie owocowy żel pod prysznic.


Hej hej, 

Nie tak dawno temu zamówiłam sobie Shiny Box, w którym znalazłam między innymi niemożliwie pachnący żel pod prysznic Anatomicals. Przyznam, że wcześniej nie miałam do czynienia z tą marką. Żel pod prysznic jak wielokrotnie powtarzałam dla mnie musi myć, pachnieć i nie podrażniać. Jeśli chcecie się przekonać, czy żel spełnił moje oczekiwania, zapraszam. 


czwartek, 10 września 2015

Dziegciowa maska do twarzy oczyszczająca do łaźni parowej Bania Agafii.


Cześć, 

Przyszła pora by podzielić się z Wami opinią o jednej z moich ulubionych masek oczyszczających Banii Agafii - dziegciowej masce oczyszczającej. Maskę dodałam do koszyka przy okazji większych zakupów na Triny.pl. Chciałam odmiany od maski na wodzie bławatkowej
Jeśli jesteście ciekawi, jak się sprawdziła, zapraszam. 


piątek, 4 września 2015

Podkłady dla bladziochów.

Witajcie,

Bardzo często dostaję pytania dotyczące podkładów. Na te o treści "jaki podkład polecasz?", "jaki podkład będzie dla mnie dobry?" nie jestem w stanie odpowiedzieć. Mogę za to nakierować na produkty, których używam na cerach suchych/tłustych, o mocnym, czy też lekkim kryciu. Zainspirowana pytaniami postanowiłam zrobić post o podkładach dla bladziochów. Jako nosicielka księżycowej opalenizny doskonale pamiętam czasy, kiedy to grzebałam w sieci szukając czegoś na me blade lica. Efekty tych poszukiwań były raz lepsze, a raz gorsze, dlatego ja postaram się to zrobić tak, by było dużo porównań. Zapraszam bladzioszki!


wtorek, 1 września 2015

Wielki powrót wraz z recenzją serum do twarzy Receptury Agafii Zatrzymanie Młodości

Cześć Kochani,

Wakacje dobiegły końca, więc najwyższa pora wrócić do Was. Minęło sporo czasu od ostatnich regularnych aktywności tutaj. Zmieniło się u mnie wiele, począwszy od błahostek typu kształt paznokci, czy kolor włosów przez zmianę stylu życia na zdecydowanie bardziej aktywny po zmiany zawodowe (tych efekty w postaci strony i zmian blogowych zobaczycie niebawem). Wracam naładowana nowymi pomysłami, chęciami i tematami, które będę poruszać.

Chcąc pozytywnie wkroczyć ponownie w blogowanie, postanowiłam podzielić się z Wami opinią o maleńkim, niepozornym serum, które stało się moim ulubieńcem. Zapraszam na recenzję.


poniedziałek, 27 lipca 2015

Ratunek dla wrażliwej skóry głowy - Planeta Organica fiński szampon i odżywka


Witajcie, 



Wrażliwa skóra głowy to udręka. Wiedzą o tym wszyscy jej posiadacze. Niestety należę do tego grona, a wraz z upływem czasu problem narasta. Już jako dziecko miałam ten problem. Mama nie potrafiła mi dobrać szamponu, który nie powodowałby podrażnień. Mnie osobiście też masę czasu zajęło dojście do tego, co podrażnia. Obecnie wiem, że to wszelkie detergenty (bo jak inaczej nazwać choćby SLS) wywołują u mnie świąd i pieczenie, a załagodzić mogą to jedynie oleje. Moja ulubiona fryzjerka również doskonale zna mój problem i przy jakiejkolwiek koloryzacji stosuje słabe wody utlenione - gdybym pofarbowała sobie włosy sklepowym specyfikiem, skończyłabym z bąblami niczym po poparzeniach. 

Bogatsza o powyższą wiedzę świadomie studiuję etykiety szamponów i odżywek. Świadomie postanowiłam wypróbować linię Planeta Organica do wrażliwej skóry głowy. Jeśli jesteście ciekawi, co o niej sądzę, zapraszam do lektury. 

wtorek, 14 lipca 2015

Fitoaktywna witaminowa maseczka do twarzy Bania Agafii


Witajcie, 

Postanowiłam podnieść poziom nawilżenia mojego organizmu. Robię to zarówno od wewnątrz pijąc duże ilości ożywionej wody, jak i od zewnątrz stawiając na mocno nawilżające kosmetyki. Na początku miesiąca poczyniłam duże zakupy na Triny.pl, a w koszyku wylądowała między innymi nawilżająca maska witaminowa. Jak się sprawdziła? 


Zacznijmy od tego, że maseczka jest w przepięknym, różowym kolorze. Zapach jest równie atrakcyjny, co kolor. Wyczuwalne są nuty owocowe, momentami troszkę gumy balonowej. Konsystencja - lekko ciągnąca się, zbita, nie spływa między palcami, dzięki czemu bardzo dobrze się rozprowadza. Sunie gładko po skórze. Tuż po aplikacji wyczuwalne jest przyjemne ciepełko. Produkt łatwo się zmywa. 



Producent zaleca stosowanie maski 1 - 2 razy w tygodniu w celu nawilżenia, wyrównania kolorytu i uaktywnienia procesów odnowy skóry. 

Maska doskonale poradziła sobie u mnie z podrażnieniami i delikatnymi przebarwieniami twarzy. Uspokoiła przypieczoną na słońcu skórę twarzy już po pierwszej aplikacji redukując znacznie zaczerwienienie. Towarzyszy mi także uczucie gładkości i miękkości. Buzia wygląda po niej promiennie. Jeśli chodzi o poziom nawilżenia, nie mogę powiedzieć, że tego nie robi, aczkolwiek moja twarz dość szybko upomina się o dodatkową porcję nawilżenia. 



Skład maski przedstawia się następująco:


Maskę obecnie możecie kupić w promocyjnej cenie na Triny za niecałe 8 zł. Biorąc pod uwagę fakt, że za tę cenę mamy 100 ml produktu, którym możemy się cieszyć do 9 miesięcy po otwarciu, warto sprawdzić. 




piątek, 10 lipca 2015

Zabieg kosmetyczny z maską gipsową.

Witajcie,

Choć ostatnio żyję w ciągłym biegu, w środę udało mi się znaleźć chwilę dla siebie. Wybrałam się do Salonu fryzjersko-kosmetycznego Ilony Wolny, aby tym razem wyjątkowo ktoś upiększył mnie. W malutkim, aczkolwiek bardzo przyjaznym saloniku wypiłam pyszną kawę i oddałam się w ręce właścicielki. Zabieg trwał 1,5 godziny, a sama Ilonka opisała go tak:


"Zabieg wykonywany jest na twarz, szyję i dekolt. Na początku wykonujemy demakijaż oczu i ust,
a następnie skóry twarzy, szyi i dekoltu. Po tonizacji i określeniu rodzaju skóry dobieramy odpowiedni rodzaj peelingu i wykonujemy go. Na tak oczyszczoną i przygotowaną skórę aplikujemy 3,5% hialuronowe serum do twarzy, które wprowadzamy za pomocą ultradźwięków.
Następnie zabezpieczamy okolicę oczu wilgotnymi płatkami kosmetycznymi, a na skórę objętą zabiegiem nakładamy hialuronowo - liftingująca maseczkę do twarzy. Twarz i szyję okrywamy dokładnie czysta gazą i nakładamy maskę gipsową
Po co maska gipsowa? Podczas twardnienia pod maską tworzy się okluzja - taka ciepła rosa poprawiająca krążenie krwi oraz limfy, dzięki temu składniki maseczki nałożonej wcześniej kolejno wnikają w skórę dając lepsze odżywienie, nawilżenie, poprawienie napięcia."


Moja skóra jest przemęczona, odwodniona, a także zaczynają być widoczne na niej oznaki starzenia. Podejrzewam, że wpływ na to mają zarówno uwarunkowania genetyczne, jak i zła pielęgnacja w okresie dojrzewania. Zabiegi delikatnie liftingujące i intensywnie nawilżające są zdecydowanie dla mnie. 


Podczas zabiegu u Ilony czułam się bardzo dobrze. Pełen relaks. Na twarz aplikowano mi kolejne produkty, a ja czułam jak jej pragnienie małymi kroczkami zostaje ugaszone. Odczucia podczas aplikacji maski gipsowej (swoją drogą przepięknie pachnącej) dla mnie były przyjemne. Ale uwaga, osoby cierpiące na klaustrofobie mogą mieć z nią problemy. Dlaczego? Już wyjaśniam. 


Maskę gipsową nakłada się na twarz, szyję niejednokrotnie i na dekolt. Przed aplikacją zabezpiecza się skórę gazą (pod którą znajdują się maseczki patrz wyżej!)Oczy i usta również zostają zasłonięte. Nie można mówić, ani patrzeć. Maska podczas utwardniania robi się ciężka, co dodatkowo może stresować osoby cierpiące na lęk przed ciasnymi pomieszczeniami. Z maską należy leżeć co najmniej 20 minut. W tym czasie czujemy jak maska się rozgrzewa, twardnieje, a pod nią wytwarza się wspomniana wyżej ciepła rosa. 


Maskę zdejmuje się w całości, delikatnie nią poruszając i unosząc. Po zabiegu możemy zabrać sobie nasz odlew do domu. 




Twarz po zabiegu była niesamowicie nawilżona, gładka, rozjaśniona i uspokojona (bojące zmiany skórne były znacznie mniej dokuczliwe). Płytkie zmarszczki zostały zniwelowane, co jest potwierdzeniem działania liftingującego. U Ilony byłam rano, popołudniu nałożyłam make up i byłam pod wrażeniem. Żadna ze znanych mi baz nie daje u mnie takiego efektu nawilżająco wygładzającego jak ten zabieg. 

Jeśli macie jeszcze jakieś pytania w sprawie zabiegu, śmiało. Wraz z Iloną jesteśmy do Waszej dyspozycji. 


Mieliście do czynienia z maską gipsową? 

poniedziałek, 6 lipca 2015

Aubrey Pielęgnująca maska do włosów zniszczonych z wyciągiem z niebieskich alg i masłem shea

Witajcie,

Lubię przed myciem nałożyć coś na włosy. Niekoniecznie musi to być olej. Ostatnimi czasy często sięgam po maskę Aubrey.


Gęsta, zielono szara, połyskująca, lekko żelowa maska, którą nakładam przed myciem na suche włosy i skórę głowy. Nałożenie mimo dziwacznej konsystencji nie jest problemem, bo maska ładnie chwyta się włosia, a po chwili zastyga. 


Zapach jest jednym z tych ciężkostrawnych. Producent sugeruje, by z maską wysiedzieć co najmniej 15 minut, przyznam że jest to wyczyn. Często nakładam równorzędnie maskę na buzię, by stłumić troszkę agresywny zapach z głowy. Zdarza mi się nakładać maskę z olejem, bądź jakimś olejkiem eterycznym. 

Po nieprzyjemnych 15-20 minutach mocno moczę włosy, a następnie myję je delikatnym, aczkolwiek aromatycznym szamponem (często z olejkiem eterycznym). Robię tak, ponieważ nieprzyjemny zapach maski często zostaje na włosach i utrzymuje się jeszcze kilka godzin. Samo zmycie zaschniętej maski z włosów nie jest problemem, ponieważ rozpuszcza się ona pod strumieniem wody.

Problematyczne także w masce było otwarcie. Produkt jest zabezpieczony bardzo dobrze wieczkiem, tak dobrze, że zerwanie go było dla mnie niemalże niewykonalne (co zresztą widać na zdjęciach).



Włosy po użyciu maski wydają się być niesamowicie odżywione, lśniące (mam puszące się suche włoski, więc zaskoczenie po pierwszym użyciu było ogromne), ujarzmione i zdecydowanie bardziej elastyczne. Maska wpływa również korzystnie na skórę głowy. Moja często ulega przesuszeniom i podrażnieniom, które maska Aubrey doskonale koi.


Ogromne znaczenie ma dla mnie także fakt, że jest to produkt wegański, a przy jego powstawaniu nie ucierpiało żadne zwierzę. Maska nie zawiera także sztucznych aromatów, parabenów, glikolu, sztucznych barwników, silikonu, Phenoxyethanolu, PEGów i SLSów, składników GMO.

Cena maski zapewne dla części z Was będzie zaporowa. Na stronie BioBeauty zapłacimy za nią blisko 85 zł. Pojemność 118 ml, więc maleństwo. Na swoją obronę maska ma zdecydowanie działanie, a także to, że nie trzeba jej stosować przed każdym myciem. Produkt ten jest bardzo odżywczy, a sam producent zaleca stosowanie raz na tydzień, raz na dwa tygodnie. Wydajność produktu jest średnia. 


Znacie ten produkt? Może inny marki Aubrey został Waszym sprzymierzeńcem? 

czwartek, 2 lipca 2015

Energetix - ożywiamy wodę!

Witajcie,


Dziś poruszam temat rzekę, mianowicie woda, woda... dla urody i dla zdrowia. Jak dużo pić wody? Ile speców tyle odpowiedzi na to pytanie. Mnie najbardziej odpowiada odpowiedź - tyle ile domaga się organizm. Często czując głód sięgamy po wodę, a to tak naprawdę tylko pragnienie. Ważne, by wodę mieć zawsze pod ręką. Ważne by nie była to byle jaka woda. 

Dobra woda to nie tylko woda smaczna. Pijąc wodę, nie tylko gasimy pragnienie, ale także uzupełniamy wydalone z naszego organizmu substancje mineralne. Można pomóc naszym organizmom w przyswajaniu dobroci z wody poprzez jej ożywienie. Czymże jest to ożywienie? Najprościej mówięc to rozbicie struktur wody na mniejsze cząsteczki. Woda namagnesowana jest bardziej odżywcza dla naszego organizmu, wspiera metabolizm, dodaje energii i chęci do życia. To za sprawą dużej zawartości jonów ujemnych. Warto wspomnieć także o tym, że napoje ożywione zmieniają swój smak. Stają się delikatniejsze, kolokwialnie mówiąc "łatwiej wchodzą". Tyczy się to nie tylko czystej wody, ale także napojów słodzonych, drinków, czy wina.



Wodę alkaliczną (ożywioną) można uzyskać dzięki wszelkiego rodzaju jonizatorom.  Można je zamontować w kranie, można mieć je w czajniku, a można posłużyć się małym, przesłodkim gadżetem. Mowa tutaj o  mieszadełku do wody Energetix. To swego rodzaju magiczna różdżka uzdrawiająca wodę. 


Działa bardzo prosto. Do szklanki z napojem wkładam mieszadło i mieszam, mieszam, mieszam... tak przez 2-3 minuty. Jeśli nie mamy czasu na mieszanie, można zostawić pręt w wodzie na co najmniej 10 minut. Po tym czasie woda staje się ożywiona. Zdecydowanie lepiej smakuje, zdecydowanie lepiej gasi pragnienie, a także lepiej oczyszcza organizm. Dla wszystkich niedowiarków zrobiłam test. Nalałam wodę do dwóch identycznych szklanek, jedną ożywiłam, drugą nie. Dałam mężowi do spróbowania. Dodam, że mąż nie wiedział o tym, że mam takie cudo w domu. Po skosztowaniu obu wód, uznał że ta jedna jest strasznie niedobra i że do tej drugiej (ożywionej) musiałam coś dodać. 



Dla wielbicieli kwiatów dodam jako ciekawostkę, że kwiaty w ożywionej wodzie trzymają się zdecydowanie dłużej. 

Mieszadełko to kosz 135 zł. Jest starannie wykonane, do wyboru mamy żabkę, kolibra, koniczynkę, trójkąt (kostkę do gitary), a także liść. Wykończenie mieszadła jest tak wyprofilowane, że doskonale trzyma się na brzegu szklanki, kubka, dzbanka, czy butelki. 


 Odkąd używam mieszadełka, częściej i chętniej sięgam po wodę. 


Pamiętacie o piciu wody? 

czwartek, 25 czerwca 2015

Arbuzowy peeling The Secret Soap Store


Witajcie, 

Owocowe, lekkie, orzeźwiające kosmetyki uwielbiam stosować latem. Choć obecnie lata za oknem nie widać, używam właśnie takich produktów (może w ten sposób przywołam odrobinę ciepełka). Nie tak dawno temu pisałam Wam o mydełku arbuzowym, dziś przyszedł czas na jego kolegę - peeling. 



Producent mówi o nim tak: "Gruboziarnisty peeling cukrowo-solny, na bazie olejków: avocado, macadamia, arganowego, jojoba, oliwy z oliwek z dodatkiem nasion czarnuszki i ekstraktu z arbuza. Zawiera nowoczesny kompleks nawilżający. Polecany do zabiegów odżywczych, regeneracyjnych i nawilżających. Doskonały do pielęgnacji skóry odwodnionej, bardzo suchej, pozbawionej blasku i witalności."


Produkt zamknięty jest plastikowym słoiczku, dokładnie widać wielkość drobinek peelingujących oraz kuszący intensywny kolor. Pod nakrętką znajduje się fiola zabezpieczająca. 


Zapach w pudełeczku jest bardzo przyjemny, lecz historia tutaj jest taka sama jak przy mydełku - podczas kontaktu z wodą aromat staje się niemalże niewyczuwalny, a szkoda! 



Konsystencja peelingu w porównaniu z innymi produktami tego typu jest bardzo mokra, papkowata. Ma to swoje plusy i minusy. Do tych pierwszych na pewno zaliczyłabym fakt, że dzięki specyficznej konsystencji produkt dobrze trzyma się ciała, nie wykrusza się i nie przelatuje przez palce. Dodatkowo jest bardzo delikatny, nie drapie. Minusem natomiast jest to, że mokry peeling szybko się rozpuszcza, przez co traci na wydajności. 



Niestety zdarzyło mi się, że peeling podrażniał mi popękane skórki przy palcach podczas aplikacji. Na ciele nie wywoływał przykrości. Wręcz przeciwnie. 

Skóra po użyciu jest wygładzona, bardzo delikatnie natłuszczona (nawet przeciwniczkom filmów nie powinno to przeszkadzać), nie wymaga użycia balsamów, czy maseł. 




Nie mam pojęcia ile kosztuje ten produkt, nie mogłam nigdzie znaleźć informacji. 

Macie, znacie, lubicie? 



poniedziałek, 22 czerwca 2015

Gościnny post o pielęgnacji włosów zniszczonych i walce z niedoskonałościami.


Witajcie, 

Dziś zostawiam Was z postem Martyny, która chciała się z Wami podzielić swoją przygodą włosową. Znajdziecie w nim krótkie recenzje ciekawych produktów, a także sposoby na to jak naturą podratować się po porażce fryzjera. Przyjemnego popołudnia z mam nadzieję przyjemną dla Was lekturą życzę. 




Jako, że mamy z Alicją wspólną pasję - kosmetyki zdarzy mi się podzielić z nią tym co aktualnie przetestowałam lub zapytać czy sama już tego używała. Nie prowadzę swojego bloga (brak systematyczności / czasu?) więc zrobiłam dla niej notkę na temat oleju lnianego, balsamu Babuszki Agafii i olejku z drzewa herbacianego.


Zacznę od tego ostatniego - na zdjęciu widać że napisy na buteleczce się już troszeczkę starły pomimo tego że kupiłam i używam go od około dwóch tygodni. Kosztował mnie w aptece około 8 zł i to była świetna inwestycja - z tym olejkiem miałam styczność wiele lat temu w gimnazjum, stosowałam wtedy jakiś krem punktowy, który zawierał jakąś jego ilość, aktualnie mam 100% samego olejku bez dodatków i używam go wszechstronnie.


 Kupiłam go głównie z myślą o podskórnej zmianie w okolicy ust, ale wyczytałam że można go używać na ukąszenia komarów, do prania pościeli  (olejek ma właściwości antyseptyczne), do kąpieli, do aromaterapii, do parówki na twarz. Ja oprócz stosowania miejscowego dodaje go do toniku (aktualnie z Nivei ale pod koniec miesiąca zamówię jakiś hydrolat, może oczarowy i wtedy dodam to do niego) - efekty są widoczne. Dodatkowo przy takich upałach świetnie odświeża twarz i daje uczucie chłodu - tutaj jednak mała uwaga dla wrażliwych buziek: rozcieńczajcie go przed użyciem z wodą na przykład i róbcie próby uczuleniowe - moja skóra na niektóre składniki nie reaguje pieczeniem mimo że większość użytkowników tego doświadcza, z kolei na te które nie powinna w ogóle reagować - reaguje, więc to jest loteria. 



Jak dla mnie - stosowałam go bezpośrednio na skórę i nie było żadnych zmian, należy pamiętać o nawilżaniu, ponieważ olejek ten może wysuszać.


Olej lniany kupiłam w sklepie zielarskim, kosztował mnie 17 zł,  zauważyłam że w sklepie zielarskim przechowywano go w lodówce, ponieważ był zimny, a butelka miała lekki "szronik". Tymczasem w sklepie obok stał na półce, czyli jego przechowywanie nie całkiem było odpowiednie. 
Butelka mojego oleju jest ciemna (ochrona przed światłem, tak jak witamina C, w kontakcie z światłem może utracić cenne właściwości), przechowuję go w lodówce, dostałam nawet radę od ekspedientki że skoro zamierzam go głównie stosować do olejowania włosów to część mogę zamrozić i zostawić, a odmrozić go za kilka miesięcy i używać znowu - zamierzam spróbować tez pić łyżkę dziennie tego oleju ale zapach (jakby orzechowo - jakiś? ciężko określić) nieco mnie odpycha (nie tak mocno jak kozieradka). Olej ten produkuje firma Flos, który kojarzę jako producenta różnych zielarskich rzeczy. Jest to olej tłoczony na zimno. 


Ale do rzeczy : włosy oczyściłam z stylizatorów (Mythic oil) i zostawiłam mokre, spryskałam je olejowym serum (10 ml oleju, 10 ml odżywki i 10 ml wody) i pozostawiłam na 1h-1,5h (w moim przypadku trzymanie dłużej nie przynosi innych efektów, próbowałam na całą noc). Pokładam w tym oleju duże nadzieje jako że jest niewnikający a ja aktualnie niestety mam włosy zniszczone które leczę już od początku kwietnia (nie będę się rozpisywać, w skrócie : fryzjerka spaliła mi włosy więc można się domyślić i włosów straciłam) , aktualnie zależy mi na opanowaniu puszących się włosów bo o i przyrost się nie martwię (vitapil+wcierki - polecam, u mnie 3 cm w ciągu miesiąca). Do efektów oleju wrócę za chwilę.


Czas na Balsam Babuszki Agafii - naczytałam się o produktach Agafii na blogach oraz forach internetowych. Na początku nie byłam przekonana, bo wolałam moje mieszanki z półproduktów, jednak ostatecznie postanowiłam spróbować nr.1 na cedrowym propolisie wzmacniający. 


Skład zaczyna się od "aqua with infusions of" co rozumiemy jako hydrolat , później kilka konkretnych olejów. W składzie znajdziemy Magnesium Laureth Sulfate - który jest siarczanem tak więc to co jest napisane na białej naklejce z polskim opisem nie do końca jest prawdą. Wprawdzie jest to MLS, a nie SLS jednak należy pamiętać o tym, że nadal posiadają te same właściwości. Liczę jednak na to, że pozostałe składniki choć trochę załagodzą jego działanie. Dalej w składzie znajdziemy jeszcze inne składniki powierzchniowo czynne jak np. Cocamidropropyl betaine co czyni ten balsam poniekąd szamponem. Producent zaleca trzymanie na włosach 1-2 minuty.


 Zapach kojarzy mi się z cukierkami prawoślazowymi, kolor również. Konsystencję balsamu gęstą, aczkolwiek nie trudno go zapienić.


Czas na podsumowanie: olej zmywam balsamem zostawiając go na 2 minuty na włosach. Nie miałam problemu wypłukanie produktów. Zapach balsamu pozostaje minimalnie wyczuwalny na włosach.

Pozostawiam włosy do wyschnięcia bo nie używam suszarki, a efekt jest zadowalający. Włosy się nie puszą, jednak same końce i tak potrzebują serum zabezpieczającego. Oceniam te produkty na mocną 7 na 10 możliwych punktów. Poleciłabym olej lniany włosom zniszczonym, naturalnie kręconym i wysokoporowatym. Balsam myślę, że trzeba samemu ocenić, czy nada się bardziej na odżywkę czy może na szampon.

Poniżej włosy po zabiegu. 






Jak Wam się podobał wpis Martyny? Chcecie częściej czytać gościnne opinie i porady? 



P.S. Post w całości przygotowała dla Was Martyna, zdjęcia oraz tekst są jej własnością. 


poniedziałek, 15 czerwca 2015

O co tyle krzyku, czyli oczyszczająca pasta liście manuka z Ziaji.

Witajcie, 

Seria oczyszczająca Ziaji z liścmi manuka jest znana chyba każdemu. Może nie osobiście, ale na pewno gdzieś obiła się Wam o oczy, czy też uszy jak kto woli. Blogując wpadałam co chwila na nowe wpisy dotyczące tych produktów. Opinie były różne, zazwyczaj bardzo pochlebne. 
Po wielu wewnętrznych dylematach wrzuciłam do koszyka pastę z tej serii. Nałożyłam na twarz i co? 


Konsystencja pasty do złudzenia przypomina mi pastę BHP napchaną ostrymi zdzierakami. Trzeba się z nią obchodzić bardzo, ale to bardzo delikatnie, by nie doprowadzić do mikrouszkodzeń skóry. 


Zapach jest odświeżający, dość delikatny. Ciężko mi go jednoznacznie określić. 

Było wow, wielkie wow po pierwszym użyciu. Choć początkowo pasta delikatnie piekła mnie w podrażnionych katarem miejscach, skórę zostawiła piękną. Zaskórniki stały się mniej widoczne, pory ściągnięte, skóra gładka, jakby promienniejsza. Nie obeszło się jednak bez ściągnięcia. Chwilę po wytarciu buzi poczułam okropny dyskomfort. Olej migdałowy w ruch! 


Odstawiłam pastę, uznałam że wrócę do niej znów za jakiś czas. Każde kolejne spotkanie z nią sprawiało, że początkowy zachwyt zanikał coraz bardziej i bardziej. Z czasem miałam wrażenie, że pasta bardzo mnie podrażnia, mimo że nie zmieniłam rytuału używania jej. Zauważyłam także, że nie daje mi już takiego złudzenia oczyszczenia. Wracam do niej mniej więcej raz w miesiącu, gdy mam ochotę na peeling mechaniczny. Stosowana w dużych odstępach czasowych sprawdza się najlepiej. 

Cena nie jest wysoka, około 8 zł, więc warto spróbować. 

Pasta stosowana u mojego męża nie robi i nie robiła szału. Zwykły peeling, nic spektakularnego. 


Czy do niej wrócę? Nie.

Jak się u Was sprawdziła ta seria? Z którym produktem polubiliście się najbardziej?