środa, 29 października 2014

Nail Care Keratin Therapy My Secret.


Witajcie, 

Paznokciowy Październik to nie tylko kolorowe lakiery. To także pielęgnacja. Bardzo namiętna. 
Poza dbaniem o skórki poprzez systematyczne wcieranie masła shea i olejów, dbam także o płytki. Moim głównym wspomagaczem jest Nail Care Keratin Therapy z My Secret. 



W butelce typowej dla obecnej serii lakierów My Secret znajduje się niemalże transparentna odżywka.
Jej ogromnym plusem jest to, że niesamowicie szybko wysycha, co zachęca mnie do jej regularnego stosowania. Nie smuży, rozkłada się równomiernie nie tworząc zacieków nawet przy niedbałej aplikacji w biegu.

 Moim zdaniem bardzo ładnie prezentuje się solo na paznokciach, ale nadaje się świetnie jako baza pod lakiery. Jako baza przedłuża trwałość lakierów i chroni płytkę przed odbarwianiem się. 


Skład odżywki można znaleźć na stronie:
BUTYL ACETATE, ETHYL ACETATE, NITROCELLULOSE, PHTHALIC ANHYDRIDE/TRIMELLITIC ANHYDRIDE/GLYCOLS COPOLYMER,  ACETYL TRIBUTYL CITRATE,  ISOPROPYL ALCOHOL, STEARALKONIUM HECTORITE, CAMPHOR, AQUA, CI 77891, TOCOPHERYL ACETATE, BUTYLENE GLYCOL, ETHYL OLEATE, PROPYLENE GLYCOL, ETHYL LINOLEATE, CITRIC ACID, HYDROLYZED CORN PROTEIN, HYDROLYZED SOY PROTEIN, HYDROLYZED WHEAT PROTEIN, PHENOXYETHANOL, SACCHAROMYCES/IRON FERMENT, SACCHAROMYCES/SILICON FERMENT, CI 77491, BAMBUSA ARUNDINACEA LEAF EXTRACT, ETHYL LINOLENATE, METHYLPARABEN, SODIUM BENZOATE, POTASSIUM SORBATE, PROPYLPARABEN, TALC, STYRENE/ACRYLATES COPOLYMER

A co obiecuje nam producent i jak się to ma do rzeczywistości? 


Od zawsze jestem posiadaczką twardych płytek, jednak elastyczności w nich brakowało. Jako, że noszę dość trudny w utrzymaniu kształt, łamiące się boki wyprowadzały mnie w z równowagi i zmuszały do ciągłego skracania.
Odkąd stosuję regularnie odżywkę moje paznokcie faktycznie mniej się łamią, są bardziej elastyczne. Nie straszne im już są zatrzaski z dziecięcych ubranek, czy sznurówki z ciężkich buciorów. 

Cena odżywki to zaledwie 7,99 zł, a jest to produkt bardzo wydajny.

Osobiście polecam każdemu.

Spotkaliście się z nią? Jak wrażenia?


sobota, 25 października 2014

BodetkoLash - cud piękne rzęsy, czy syf kupa krzywdy?


Witajcie, 

Pod koniec maja zaczęłam kurację odżywką do rzęs Bodetko Lash. Po miesiącu napisałam pierwszą opinię ->klik. Było to połączenie recenzji z pierwszym wrażeniem, ponieważ producent obiecuje widoczne efekty po 3 miesiącach kuracji. 


Miało być cudownie, wspaniale, pięknie i bajecznie. Jak była naprawdę? 

Niestety po półtorej miesiąca zaczęły się problemy. Moje oczy stały się bardzo wrażliwe, ciągle swędzące, zaczerwienione i łzawiące. Zaznaczam, że nie zmieniałam w tym czasie produktów do makijażu i pielęgnacji twarzy. Dodatkowo bardzo drażniło mnie światło. Miałam wrażenie, że moje rzęsy stają się słabsze, chociaż jednocześnie pojawiały się nowe (niestety bardzo krzywe, rosnące na połowie powieki, rosnące mocno w dół i wrastające w oko - wszystko jest udokumentowane na zdjęciach).



Odstawiłam odżywkę po dwóch miesiącach kuracji. Objawy stopniowo zaczęły zanikać. Obecnie nie stosuję odżywki już blisko 3 miesiące. Wrastające w powiekę rzęsy musiałam wyrwać, co nie było zbyt przyjemne. Te krzywo rosnące zostawiam, same wypadną, chociaż bardzo utrudniają wykonywanie makijażu - zwłaszcza kresek, bo wchodzą pod pędzelek. Widzę po zdjęciach, że moich rzęs jest zdecydowanie mniej, niż na początku przygody z Bodetko. 
Tak prezentują się moje rzęsy na dzień dzisiejszy po wytuszowaniu maskarą podkręcającą! 



Rzęsy przed kuracją:

Rzęsy na dzień dzisiejszy:

Jest mi bardzo przykro, że mój organizm tak zareagował, ponieważ po pierwszym miesiącu kuracji pokładałam w Bodetko Lash wielkie nadzieje. 

Pragnę zaznaczyć, że nie mam żalu do marki. W ulotce dołączonej do odżywki jest wyraźnie pokazany skład w którym mogący szkodzić Bimatoprost (Lumigan) jest na drugim miejscu zaraz po wodzie! 


Chciałam jednak ostrzec wszystkie Panie, które marzą o pięknych, długich rzęsach, by w przypadku podejrzenia efektów ubocznych odstawić produkt i nie łudzić się, że objawy miną, że są chwilowe.

Chyba nie trudno się domyślić, że do odżywki nie wrócę. Przyznam, że mam teraz do wszystkich dostępnych na rynku produktów tego typu uraz. Pora pogodzić się z olejem rycynowym, którego zapachy znieść nie mogę. 

Mieliście takie nie fajne przygody z produktami tego typu?



środa, 22 października 2014

Miyo Nail Academy - zestaw numer 3 City Tiger


Witajcie, 

Paznokciowy październik trwa, więc dziś przychodzę do Was z prezentacją trzeciego mini zestawu do zdobienia paznokci Miyo Nail Academy. Jeśli jesteście zainteresowani poprzednimi to zapraszam tutaj -> klik i tutaj -> klik.  



Zestaw numer 3 moim zdaniem idealnie nadaje się zarówno na dzień jak i wieczór. Można nim stworzyć delikatny manicure, a można także zaszaleć. 

Na zdjęciu dwie warstwy lakierów bazowych.

Na stronie producenta City Tiger nie wygląda zbyt kusząco. W rzeczywistości jest to zestawienie pięknej (znanej już Wam z zestawu pierwszego), głębokiej czerni z delikatną brzoskwinią i coat'em łączącym oba te piękne odcienie na małych ozdobach. 


Trwałość jak u poprzedników 2 dni, kropkowy top coat pięknie ją przedłuża do 4-5. 

Zalecam dobre wymieszanie lakierów przed ich użyciem. Na zdjęciu widać ewidentne rozwarstwienie. 


City Tiger to mój faworyt wśród zestawów mini, chociaż nie będę ukrywała, że brzoskwinia mogłaby mocniej kryć. 

Przypadł Wam do gustu ten zestaw?

  

poniedziałek, 20 października 2014

Yves Rocher Reparation - olejek odbudowujący włosy


Witajcie, 

Pora zrobić małą odskocznię od lakierowego szaleństwa. Czas na włosy.
Przy okazji chęci zapoznania się z marką Yves Rocher zakupiłam olejek do włosów. Od dawna nie wyobrażam sobie życia bez olejów, a ten kusił olejami jojoba, z babassu i makadamii.
 Jak się spisał? Zapraszam dalej. 




W pięknej, miękkiej butelce z praktyczną zakrętką znajduje się 150 ml oleju. Opakowanie jest w części wykonane z materiałów z recyklingu, co zasługuje na uwagę. 

Zapach jest powalający! Delikatny, lekko olejkowy, kuszący i zmysłowy. Niestety po zmyciu z włosów produktu nie będziemy go czuć. 



Producent sugeruje, aby nakładać olej na 10 minut przed myciem. Dla mnie to marnotrawstwo dobrodziejstw natury. Olej nakładałam na noc, często hasałam w nim cały dzień, rzecz jasna tylko wtedy, gdy nie musiałam wychodzić z domu. 

Jeśli chodzi o zmywanie, problemu nie ma. Olej poddaje się przy kontakcie z szamponem - nawet tym delikatnym. 



Przy regularnym stosowaniu produktu zauważyłam poprawę kondycji włosów. Nie jakąś radykalną, bo z mojego rozjaśnionego sianka nie da się wiele wyciągnąć, ale jednak. Włosy zdecydowanie lepiej się układały, stały się bardziej odporne na czynniki zewnętrzne oraz mniej się kruszą. 

Często na brzydkie końcówki nakładam minimalną ilość olejku w celu ich ujarzmienia i odżywienia. 


Cena regularna olejku to około 27 zł. Czy to dużo? Z jednej strony tak, z drugiej nie. Jeśli komuś służy taka mieszanka to cena jest atrakcyjna, a i można polować na promocje. Produkt będzie wydajny. Jednak są osoby, u których taki skład się nie sprawdzi, a włosy będą piły, piły, piły olej, jednocześnie sprawiając, że stanie się on niewydajny. 



Warto zaznaczyć także o tym, że u osób nielubiących oleju słonecznikowego i rzepakowego (które czasem dają efekt odwrotny od zamierzonego, czyli matowią włosy) ten produkt na pewno się nie sprawdzi. 

Czy go kupię ponownie? W cenie regularnej nie. Taniej i lepiej wychodzę na wielofunkcyjnym maśle shea i oleju musztardowym. 


Znacie go, lubicie?

sobota, 18 października 2014

Miyo Nail Academy - zestaw numer 2 Ny by night.


Witajcie, 


Dziś będzie szybciutko, ponieważ ostatnio rozpisywałam się o właściwościach zestawów mini lakierów Miyo -> klik! 

Na moich paznokciach gości zestaw numer 2 - Ny by night. To niebieskości, które świetnie prezentują się razem jak i osobno. Do mojego manicure wkradła się czerń z zestawu numer 1 - mam do niej słabość. 



Niebieskości, tak jak ich poprzednicy wymagają co najmniej dwóch warstw, aby ładnie pokryć płytkę paznokcia. Robi się to jednak bez problemów, ponieważ schną szybko i nie smużą. 


Od lewej - piękny, głęboki granat, następnie niebieski złamany fioletem, oraz żywy błękit. 
Można nimi wyczarować wiele, ogranicza nas tylko wyobraźnia! 


Pędzelki są precyzyjne,elastyczne, a wszystkie włoski ładnie do siebie przylegają. 




Mini zestawy można zakupić internetowo -> klik

Cena to niespełna 7 zł, a ile radości! 

Podoba Wam się takie zestawienie kolorystyczne? 

środa, 15 października 2014

MySecret Nail Polish - róże z błyskiem


Witajcie, 

Mój październik jest bardzo kolorowy między innymi za sprawą lakierów MySecret Nail Polish
Ci, którzy śledzą mój FB wiedzą, że jestem szczęśliwą posiadaczką całej najnowszej kolekcji. 

  Jeszcze nie dawno nie podejrzewałabym siebie o to, że pokocham róż. Odcień Baby Pink i Pink Flirt jednak jako jedne z pierwszych wylądowały na moich paznokciach. Jak się sprawdzają? Zapraszam do lektury. 


Odcień numer 203 nosi nazwę Baby Pink. To delikatny, zgaszony róż pokrywający płytkę paznokcia przy dwóch warstwach. Baby Pink poza kolorem nadaje także piękny połysk. Świetnie gra solo jak i z Top Coat'ami. 



Jeśli już mowa o Top Coat'ach, w nowej kolekcji MySecret znajdziemy ich siedem. Moim zdecydowanym faworytem do duetu z różem jest 224 Golden Flakes. To przepięknie mieniące się złotem i różem płatki, nadające wielowymiarowości lakierom bazowym. Poza genialnym wykończeniem dostajemy także przedłużenie trwałości lakieru nawet do 6-7 dni! Tego cudaka zobaczycie jeszcze niejednokrotnie na moich paznokciach! 





Kolejny, tym razem mocny róż, który moim zdaniem świetnie komponuje się z powyższym duetem to 206 Pink Flirt. To propozycja dla odważnych dziewczyn, jest bardzo kuszący, soczysty i mocno napigmentowany. Wystarczy jedna warstwa, aby równomiernie i bez prześwitów pokryć płytkę paznokcia. 



Lakiery bazowe z nowej kolekcji MySecret niesłychanie szybko wysychają. To ich ogromna zaleta, ponieważ w ekspresowym tempie możemy stworzyć manicure. Zgodnie z obietnicą producenta, lakiery nie pozostawiają smug. 


Cena lakierów to jedyne 6,99 zł. Ja przepadłam, te cuda każda z Was powinna poznać osobiście. 

Cieszę się niezmiernie, że mam całą kolekcję. Malowanie paznokci nigdy nie było dla mnie taką przyjemnością.

Znacie te lakiery? Który z kolorów z kolekcji chciałybyście zobaczyć w kolejnym poście? 

poniedziałek, 13 października 2014

Mój krem nr 10 - przeciwzmarszczkowy krem pod oczy.

Witajcie,

Krem pod oczy powinien być bardzo ważnym punktem w codziennej pielęgnacji. Ja niestety bardzo długo o tym nie wiedziałam i mając problemy z cerą namiętnie maltretowałam skórę alkoholem zawartym w ogólnodostępnych przeciwtrądzikowych produktach nie zważając uwagi na okolicę oczu. Efekt był odwrotny od zamierzonego, a w gratisie w wieku 18 lat dorobiłam się "papierowej skóry" wokół oczu.

Błędy z młodości nie tak łatwo wymazać zwłaszcza, że metryki nie dają się oszukać, a czas pędzi nieubłaganie. Po ukojenie i pomoc sięgnęłam do Fitomed'u.


Mój krem numer 10 to nowość w ofercie, jednak już cieszy się dość dużą popularnością w blogosferze. Wiele o nim czytałam, dlatego ucieszyłam się gdy trafił w moje ręce.

W małym słoiczku znajduje się 20 ml kremu. Słoiczek jest zabezpieczony plastikowym krążkiem, jednak mam wrażenie, że on niewiele daje. Kremu jest za dużo jak na takie opakowanie, dlatego po prostu wycieka bokami, co wygląda bardzo nieestetycznie. Szkoda go!


Słoiczek jest ze słabego plastiku. Po jednym upadku z niewielkiej wysokości strzeliła mi zakrętka i produkt musiałam przełożyć.


Jednak, że jak już wspominałam wielokrotnie, kosmetyków nie ocenia się po opakowaniu.


Przejdźmy do zawartości. Gęsty krem o konsystencji przypominającej dobrą śmietanę podczas aplikacji nabiera lekkości. Szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, przynosi natychmiastowe ukojenie ściągniętej skórze. Nadaje się pod makijaż. Aplikowany na noc sprawia, że rano skóra jest odprężona, bez opuchnięć. Niestety, może powodować łzawienie i pieczenie. Osobiście muszę bardzo uważać podczas jego aplikacji, by nie zbliżyć się zbyt do worków spojówkowych. Nakładanie produktu na powieki również nie wchodzi w grę.


Krem nr 10 ma w sobie masę dobroczynnych składników, miedzy innymi  świeży napar z białej herbaty, olej arganowy, olej z awokado, masło kakaowe, masło shea, wodę aloesową.


 Warto dodać, że jest bardzo wydajny. Obawiam się, że nie uda mi się samej zużyć go przed upływem daty ważności. A wiadomo, produkty z Fitomed nie mają jej zbyt długiej (niestety nie udało mi się dowiedzieć, ile czasu po otwarciu mamy na zużycie kremu). 

Cena to niespełna 20 zł.

Lubicie ten krem? Jakich macie faworytów w tej kategorii?

piątek, 10 października 2014

Kaolinowa maseczka do twarzy Laura Conti z glinką.

Witajcie, 

Dawno nie było posta maseczkowego. Oj dawno! Pewnego wieczora postanowiłam, że wraz z mężem skorzystamy z chwili spokoju i się zamaseczkujemy. Tym oto sposobem na mojej twarzy wylądowała kaolinowa maseczka do twarzy Laura Conti. Dlaczego wybór padł właśnie na nią? 


Zależało mi na relaksie, redukcji wydzielanego sebum i delikatnym oczyszczeniu twarzy. Moja buzia jest dość mocno nękana Savon Noir i czystymi glinkami, przez co nie wymaga agresywnych oczyszczaczy.

Od frontu kusi żeń-szeń, witamina E, panthenol i cynk. Na odwrocie zaś bujne obietnice.


Jakie są moje odczucia? 

W 10 ml saszetce znajduje się zielonkawo niebieska maska. O dziwo nie jest tak gęsta jakbym się tego spodziewała. Konsystencja bardzo przyjemna, chociaż z małymi grudkami. Aplikowałam ją palcami i nie było problemu z jakimkolwiek spływaniem z rąk czy twarzy.

Maska bardzo przyjemnie pachnie jabłkami, co zdecydowanie pomaga w relaksowaniu się. Chociaż w składzie jest glinka, nie ma mowy o ściąganiu twarzy. Maska po prostu nie zastyga (trzymałam ją 30 minut - ach ten Dzidziałkowy czujnik na maminy relaks). Zmywa się z twarzy bez problemów. 


Po zmyciu maski moja skóra była zrelaksowana, uspokojona i matowa, a pory zamknięte.
Produkt wystarczył na dwie aplikacje, dlatego nie jestem w stanie ustosunkować się do tego, czy maska faktycznie zapobiega powstawaniu zaskórników i wyprysków.  

Cena produktu to koło 4 zł. Myślę, że warto czasem zafundować sobie taki relaks.

Znacie tę maskę? Co lubicie nakładać na twarz podczas wieczornego relaksu?


środa, 8 października 2014

Miyo Nail Academy Wake Up Your Imagination! Zestaw nr 01 Urban Diva

Witajcie, 

Na moich paznokciach ostatnimi czasy goszczą różne kolory i kombinacje. Aż dziw bierze, jak sobie pomyślę ile dobrego mnie ominęło, gdy przez kilka lat nie malowałam w ogóle pazurów! 
Teraz skutecznie nadrabiam zaległości. 


Jako, że nie lubię nudnych, jednolitych paznokci, staram się dodawać jakieś akcenty. Miyo, aby ułatwić pracę takim kobietom jak ja wypuściło na rynek zestawy do zdobienia paznokci Wake Up Your Imagination. To trzy mini lakiery dopasowane do siebie kolorystycznie. 

Dziś opiszę zestaw Nr 01 Urban Diva. To zestawienie głębokiej, połyskującej czerni, delikatnego różu i lakieru bezbarwnego z ozdobami w odcieniach różu i czerni. Moim zdaniem to świetne połączenie pozwalające wyczarować naprawdę cuda. Troszkę zawiódł mnie róż, ponieważ na paznokciu staje się pół transparentny. 


Formuła lakierów jest dość płynna, jednak nie na tyle by spłwać na skórki. Elastyczny malutki pędzelek ułatwia precyzyjną aplikację. Lakiey nie tworzą smóg jednak wymagają położenia dwóch warstw. 

Maleństwa schną bardzo, bardzo szybko. Róż i czerń utrzymują się na paznokciach bez żadnych baz, przy aktywnym trybie życia średnio 2 dni. Bezbarwny lakier ze zdobieniami trzyma się nawet 5 dni. Dla mnie to bardzo dobry wynik zważywszy na cenę zestawu - około 6 zł.


Ogromny plus za to, że to prawdziwe maluszki. Zmieszczą się w każdej torebce, kosmetyczce, czy nawet kieszeni, dzięki czemu zawsze i wszędzie nasze paznokcie mogą świetnie wyglądać. 

Znacie te lakiery? Podobają Wam się?


poniedziałek, 6 października 2014

Yves Rocher Purbleuet - dwufazowy płyn do demakijażu.

Witajcie, 

W zeszłym miesiącu skuszona promocją postanowiłam zrobić zakupy w sklepie internetowym Yves Rocher. Promocja była interesująca, ponieważ przy zakupach za ponad 200 zł płaciło się o 100 zł mniej, przesyłka była gratis, a dodatkowo można było sobie wybrać prezent ze sklepu. 
Ofertę uznałam za pretekst do zapoznania się z marką. 

Tym oto sposobem w moim domu znalazł się dwufazowy płyn do demakijażu Pur bleuet. Swoją drogą moja dotychczas ulubiona dwufazówka mi się znudziła i szukam nowego ideału. Pur bleuet skusił mnie wyciągiem z bławatka.


W 150 ml butelce znajduje się niebiesko przeźroczysty płyn, który jak każdą dwufazę należy wymieszać. Produkt Yves Rocher nie stawia oporu i czynność tę pozwala wykonać już przy delikatnym potrząśnięciu. 

Płyn jest praktycznie bezzapachowy. 


Świetnie radzi sobie z makijażem zarówno dziennym jak i wieczorowym. Kosmetyki wodoodporne domagają się odrobiny więcej poświęcenia, przy czym nie ma konieczności tarcia oka. Wystarczy zużyć dwa waciki więcej. 

W reakcji z niektórymi kosmetykami zdarzyło mu się piec mnie w oczy. Uczucie szybko mijało po przyłożeniu suchego wacika, jednak minus musi zostać postawiony. 

Purbleuet jest jednym z nielicznych spotkanych na mojej drodze płynów dwufazowych, który nie pozostawia tłustej warstwy po usunięciu makijażu. To olbrzymi plus. Wiele z Was nie lubi dwufazówek właśnie za to, że po wykonanym demakijażu trzeba ścierać wkurzający film. Tutaj mamy spokój! 


Skóra wokół oczu nie jest wysuszona, czy zmęczona demakijażem. Płyn jest delikatny i skuteczny. 

Minusem jest także cena. Za buteleczkę zapłacimy około 18 zł. Niby nie jest to jakaś kosmiczna kwota, ale na rynku są dostępne produkty tego typu już za kilka złotych. 

Wydajność - typowa dla skutecznych płynów dwufazowych. 


Mimo to, że polubiłam ten płyn nie jestem pewna, czy zakupię kolejną butelkę. Chyba będę szukała dalej. 


Dla ciekawskich przypominam o moim poście o demakijażu (-->klik)


Jakie są Wasze ulubione produkty do demakijażu?