Witajcie,
W związku z tym, że w wielu sklepach trwają promocje na kosmetyki do makijażu postanowiłam napisać post o maskarze, którą można kochać i nienawidzić.
Chcecie wiedzieć dlaczego? Zapraszam dalej.
Scandaleyes to maskara w dość dużym opakowaniu, o neonowo pomarańczowym kolorze, dla mnie bomba. Lubię jaskrawe opakowania, które ułatwiają mi odnalezienie kosmetyku w kufrze, czy w torebce.
Duże opakowanie kryje w sobie dużą szczotkę. I tu zaczynają się schody. Nie każdy lubi, nie każdy potrafi się takimi dużymi szczotkami posługiwać. Wcale mnie to nie dziwi.
Osoby o krótkich i delikatnych rzęsach prędzej skleją sobie końce rzęs, niż porządnie je wytuszują.
Ta szczoteczka jest o 50% większa od jej rimmelowskich koleżanek.
Jako posiadaczka dość długich (przynajmniej tak mi się wydaje) i niestety prostych rzęs preferuję właśnie takie konkretne szczotki, choć i mała sobie zrobię dobrze.
Wielkoszczot ze Scandaleyes niestety nie jest precyzyjny.
Do formuły tuszu mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest fajna, bo nie kruszy się, sprawdza się w każdych warunkach, nie rozmazuje się nawet przy nurkowaniu w wannie z gorącą wodą - testowane na sesji, więc generalnie same plusy.
Jednak żeby nie było tak różowo musze dodać, że tusz bardzo długo schnie, dlatego należy pomalować górne rzęsy, ostrożnie czekać aż wyschnie i zabrać się za dolne - trochę czasochłonne.
Najbardziej przeszkadza fakt, że skleja włoski! W połączeniu z nieprecyzyjnym wielkoszczotem tworzy duet, przy którego "pomocy" - jedna warstwa daje niedokładne krycie, a dwie i więcej tworzą grudy i zlepki.
Maskara to, teoretycznie powinna nadać objętości rzęsom, przekonajcie się jak to wygląda.
Nakładanie większej ilości warstw nie miało sensu, ponieważ każdy z Was może sobie wyobrazić jaki jest efekt.
Tusz do rzęs mogę polecić osobom lubiącym duże szczotki i wymagającym od produktu wytrzymałości w każdych warunkach. W związku z tym, że jest to tusz wodoodporny, dla osób odpornych na wzruszenia nie polecam do codziennego stosowania, ponieważ może powodować problemy ze zmywaniem, a co za tym idzie może niszczyć rzęsy.
Cena to około 28 zł za 12 ml. Odpowiedzcie sobie sami, czy warto.
Kocham sklejacza za to, że sprawdza się przy zadaniach specjalnych w ekstremalnych warunkach.
Nienawidzę za to, że przy codziennym stosowaniu, gdy potrzeba dobrze i szybko wytuszować rzęsy zdecydowanie sobie nie radzi .
Znacie tę maskarę? Jakie są Wasze ulubione?
Przypominam o rozdaniu na FB -> Klik
Nie miałam go jeszcze.. szkoda, że tak skleja, bo ja wolę właśnie takie rozdzielone rzęsy :)
OdpowiedzUsuńKażdy chce mieć pięknie rozdzielone rzęsy, a nie sklejone :)
UsuńJa wolę większe szczoteczki i wolę też tradycyjne od silikonowych :)
OdpowiedzUsuńTe małe silikonowe mogą polubić osoby o krótkich rzęsach, mnie się zdarza ich używać do dolnych rzęs modelek, bądź dla tych, które mają faktycznie maluśkie rzęski.
UsuńO! Dzięki za wpis, wiem co pojedzie ze mną na wakacje :D
OdpowiedzUsuńW wodzie Cię nie zawiedzie, ale najpierw będziesz musiała się namachać, by ładnie pomalować rzęsy :)
UsuńEfekt na rzęsach nie powala :/ Nie lubię takich sklejaczy.
OdpowiedzUsuńWygląda słabo, taki efekt mogłabym wybaczyć przeciętniakowi za 10 zł, a nie maskarze firmy słynącej z dobrych produktów - zwłaszcza tych do rzęs :)
UsuńU mnie to samo było
OdpowiedzUsuńNie miałam go, jeśli skleja na pewno po niego nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńnie miałam, ale myślałam, że ta maskara jest lepsza.. :)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam, zwłaszcza że Rimmel miewa dobre maskary : (
Usuńmiałam go, ale nigdy więcej do niego nie wrócę, nie odpowiada mi :)
OdpowiedzUsuńNa sesjach w wodzie i trudnych warunkach będę po niego sięgała, ale w innych wypadkach nie ma sensu.
UsuńPróbowałam, masakra trafiła do kubełkka totalnymi niewypałami. Ze swojej strony mogę polecić z niższej półki cenowej niezawodną maskarę Loreal Volume Million Lashes . Szam tusz jak i dobrze wyprofilowana silikonowa szczoteczka pozwalają na dużą kreatywność w malowaniu rzęs. Można z nią zrobić praktycznie wszystko. Nawet kilka warstw wygląda bardzo efektownie-bez sklejania. Dzięki temu tuszowi przekonałam się do silikonowych szczoteczek.
OdpowiedzUsuńZ wyższej półki absolutnie polecam Diorshow Backstage makeup. Zakochana jestem w nim. Lekkie pociągnięcie sprawia, że oko wygląda na "skończone" jeśli chodzi o mejkap, mimo nie nakładania żadnych kosmetyków wizażowych na oko. Genialny gdy nagle trzeba wyjść na przysłowiową pocztę, a nie ma czasu na zrobienie makijażu. O podkreśleniu wieczorowego mejkapu wolę za dużo nie wspominać bo polecą same ochy i achy. ;)
Niestety wielka szczota i problemy ze zmywaniem dyskwalifikuje w moich oczach tę maskarę. Miałam ją kiedyś w wersji nie wodoodpornej, ale szybko oddałam, bo szczota mnie przerażała. Jak wspominałam, obecnie moim ulubieńcem jest maskara z Oriflame.
OdpowiedzUsuńWiele razy już słyszałam o tym, że maskara z Oriflame jest super, jakoś jednak nie wiem, czy się przekonam, bo mam złe wspomnienia związane z katalogowymi kosmetykami.
UsuńCałkiem podobał mi się efekt jaki dawał ale niestety przy byle wiatrze jak zaczęło mi oko łzawić to również ten tusz zaczął szwankować i wyglądałam jak płacząca panda chociaż nawet niewodoodporne tusze tego nie robią.
OdpowiedzUsuńa wersji odporne na wodę są zbyt agresywne dla moich rzęs ;P Mam złe wspomnienia po Max Factorze 2000 calorie w tej wersji.
UsuńOpisana przeze mnie wodoodporna wersja robiła z Ciebie pandę na wietrze? Dziwne, skoro została na rzęsach modelki podczas długiej sesji w ciepłej wodzie. 2000 calorie to maskara raczej zachwalana, choć faktem jest, że czytałam opinie tylko wersji niewodoodpornej.
UsuńWodoodporne tusze tak mają ;< Ja kocham zieloną wersję tej maskary :)
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się, bywają wodoodporne maskary, które ładnie tuszują rzęsy, jednak nie są tak wytrzymałe jak opisana przeze mnie. Nie można mieć wszystkiego niestety : <
UsuńEfekt beznadziejny :/ Planowałam ją kiedyś kupić, ale w sumie dobrze, że tego nie zrobiłam. Nie przepadam też za takimi szczoteczkami. Szkoda pieniędzy na takiego bubla :)
OdpowiedzUsuńTam gdzieś sobie popraw w tekście *nadać objętości rzęsom*
OdpowiedzUsuńNie kupuję tych wodoodpornych, właśnie ze względu na ich zmywanie. Dobrze opisałaś i widzę, że to nie dla mnie. :))
Moim ulubionym jest zwykła mascara Bell super long, jest niedroga a dobra.
Nic mi się nie obsypuje nawet jak zasnę w niej, ma fajną szczoteczkę i ogólnie jak dotąd moja najlepsza. :)
Ooo dzięki za uwagę, już poprawiam. Ale wstyd!!
UsuńBell ma kilka perełek. Uwielbiam ich bazę pod cienie i tinty, o których swoją drogą niebawem napiszę post. Tuszu jeszcze nie miałam, ale myślę że warto wypróbować.
Co do Scandaleyes i zmywania... bez dwufazówki się nie obejdzie, a nie każdy je lubi.
uwielbiam neonowe kolory:) maskary nie używałam mimo że mam ją na dnie mojej kosmetyczki muszę ją wyjąć i zobaczyć jak sprawdzi się u mnie:)
OdpowiedzUsuńLubię duże szczoty, ponieważ ja maluję jedynie górne rzęsy.
OdpowiedzUsuńAle z tego co widzę na twoich fotkach, to efekt po użyciu jest bardzo dyskretny... :)
Nie umiem malować się dużymi szczotkami. Zawsze uciapię górną powiekę. Szkoda, że tak opornie się zmywa :(
OdpowiedzUsuńPS. Zerknęłam jeszcze raz na efekt. Marnieńki...
UsuńPokusiłabym się o stwierdzenie, że efektu brak. Na cudzych rzęsach jeszcze nim coś potrafię zdziałać, na swoich nie ma szans :/
UsuńMasakra, dobrze, że mnie ostrzegłaś...
OdpowiedzUsuńTaka rola blogowiczek :)
Usuń